poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Chapter 3 - ,,Y dime si eres quien tu quieres ser..."


 

,,Y dime si eres quien tu quieres ser..."
- Violetta ,,Ser mejor"

     Francesca rzuciła przestraszone spojrzenie dawnym przyjaciółkom. Z ulgą stwierdziła, że one też nie wyglądają na zachwycone tym, co właśnie powiedział Leon. Wszystkie miały rozszerzone ze strachu oczy. Francesca pierwszy raz od wielu lat poczuła z nimi silną więź. One też się bały i wcale nie miały ochoty odpowiadać na pytania Leona.
- Musicie nam wyjaśnić. - kontynuował Leon. - Minęło tyle lat, a my nadal nie wiemy, co się wtedy stało.
     Francesca chciała coś powiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Czuła się tak, jakby rodzice przyłapali ją na gorącym uczynku, a ona nie miała zielonego pojęcia, jak się wytłumaczyć. Do tego matka natura najwyraźniej postanowiła się z niej ponabijać, bo słońce zaczęło przygrzewać jeszcze bardziej niż kilka minut temu. A w sercu Francesci rozszalała się burza z piorunami i porywistą ulewą. 
- Leon, wydaje mi się, że to nie wasza sprawa... - odezwała się nagle Naty, patrząc mu śmiało w oczy.
     Leon przeciągnął dłonią po włosach, wzdychając z frustracją. Francesca nic nie powiedziała, ale w głębi duszy nie zgodziła się ze słowami Natalii. To wszystko dotyczyło nie tylko ich, ale także chłopaków. Swoją drogą, oni pewnie cierpieli jeszcze bardziej po rozpadzie całej grupy: nie znali przyczyny i tyle lat żyli w przekonaniu, że to mogła być ich wina. 
- Naty, jak możesz tak mówić? - włączył się do rozmowy Federico, z którego wyparowała cała wesołość. - Wszystko skończyło się tak nagle, a my nawet nie wiemy dlaczego.
     Natalia już otwierała usta, by coś odpowiedzieć, ale słowa zamarły jej na ustach. Wbiła wzrok w coś ponad ramieniem Federico. Wszyscy zwrócili wzrok w to miejsce i ujrzeli szczupłą blondynkę zmierzającą w ich kierunku. Uśmiechała się wesoło, jakby nie zauważyła, że bynajmniej nikt nie skacze z radości na jej widok.
- Cześć! - zawołała radośnie, gdy już znalazła się dostatecznie blisko, by mogli ją usłyszeć. - Co tak stoicie? Nie przywitacie się?
     Dla Francesci widok tej dziewczyny był niczym chluśnięcie lodowatą wodą w twarz - wszystkie miłe wspomnienia, które powróciły podczas spotkania z dawnymi przyjaciółmi wyparowały, przysłonięte przez echo gniewu i smutku, który kojarzył jej się z blondynką. Pamiętała doskonale, jak podle się czuła, gdy całe jej życie runęło, a wszystko to za sprawą tej uśmiechającej się jak jakaś wariatka panienki.
- Leon, zaprosiłeś ją na to spotkanie? - wycedziła przez zęby Francesca.
     Verdas pokręcił energicznie głową.
- Jakie spotkanie? - zapytała nagle dziewczyna. - Aaa, no tak, macie tu coś w rodzaju spotkanka starych znajomych, czyż nie? Szkoda, że nie zostałam zaproszona, ale cóż. Ważne, że was zobaczyłam, i teraz możemy sobie powspominać stare czasy, no nie? 
     Nawijała i najwijała, nie przestając się uśmiechać, a Francesca miała wrażenie, że rozerwie ją na strzępy. Jak można mieć aż tyle tupetu, by robić coś takiego?!
- Zamknij się wreszcie! - krzyknęła. - Nie będziemy nic wspominać, bo jedyne, z czym mi się kojarzysz, to podłość. Nie pamiętasz już, jak ukradłaś mi faceta, Tanja?
     Tanja zrobiła zdziwioną minę, a Francesca prychnęła z pogardą. Zapowiadał się niemiły wieczór.

     Ludmiła przenosiła wzrok z Francesci na Tanję, z Tanji na Francescę, i tak w kółko. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że - po pierwsze - Fran zdecydowanie koloryzuje całą sytuację, a po drugie - Tanja wcale nie ma złych zamiarów. Blondynka wydawała się jej kompletnie bezbronna, co w ogóle nie pasowało do wizerunku zimnej i bezdusznej francy, który przypisała jej dawno temu Fran. 
- O co ci chodzi, Francesca?! - zawołała Tanja, cofając się o krok przed rozgniewaną Włoszką. - Nigdy nie ukradłam ci żadnego faceta.
     Francesca założyła ręce na pierś i wzięła głęboki oddech, pewnie żeby się uspokoić. Jednak gdy znowu odezwała się do Tanji, w jej głosie pobrzmiewał z trudem utrzymywany na wodzy gniew i irytacja.
- Nie udawaj. - syknęła. - Zniszczyłaś nie tylko mój związek, ale także naszą przyjaźń. - wykonała gest dłonią, który miał określać całą zebraną grupę dawnych przyjaciół. - Gdyby nie ty, wszystko potoczyłoby się inaczej, i dopiero teraz to widzę...
     Ludmiła zdecydowanym krokiem wkroczyła między zabijające się nawzajem wzrokiem dziewczyny. Zrozumiała wreszcie, o co chodzi, i nie miała zamiaru pozwolić im się kłócić - bo naprawdę nie miały powodu. 
- Posłuchajcie mnie. - odezwała się pewnym głosem. - Tanja nigdy nie ukradła ci Marco, Francesca. I nie zniszczyła żadnej przyjaźni. To wy nawzajem się wyniszczyłyście, moje drogie - zmroziła wzrokiem wszystkie po kolei, Natalię, Camilę i Fran - i potraktujcie to jako opinię osoby z zewnątrz.
     Dziewczyny popatrzyły po sobie. Ludmiła przez jedną chwilę myślała, że zaraz rzucą się sobie w ramiona i wszystko będzie jak dawniej - znowu będą tworzyć to urocze baranie stadko, które kiedyś tak ją denerwowało. Teraz jadnak naprawdę życzyła im wszystkim szczęścia, w przyjaźni, miłości i Bóg wie jeszcze czym.
     Jej oczekiwania w mig okazały się jedynie wygórowanymi marzeniami, bo Francesca zarzuciła włosami i prychnęła pogardliwie, po czym wymamrotała coś pod adresem Tanji i jeszcze raz zmroziła ją wzrokiem. Później odeszła, nie oglądając się za siebie. Camila tylko rzuciła pod adresem Leona krótkie ,,Cześć" i oddaliła się w przeciwną stronę, a Natalia nawet się nie odezwała i odmaszerowała.
- Co tu się właściwie stało? - zapytał kompletnie zbaraniały Federico. - Ja po prostu nie rozumiem...
     Ludmiła uśmiechnęła się do niego pobłażliwie, ale w jej oczach widać było przeraźliwy smutek. Powinna od początku wiedzieć, że każda z nich trzyma w sobie zbyt wiele urażonej dawno temu dumy, by wybaczyć. 
- One nie potrafią zmierzyć się ze swoimi własnymi błędami, to się stało. - odparła. 
- Pojawienie się Tanji wszystko zepsuło. - wymamrotał Leon.
     Ludmiła pokręciła głową. Tanja naprawdę niczym nie zawiniła - jedynie stała się narzędziem w rękach nieświadomej swego zachowania Francesci, która przez swoją niezdrową zazdrość o Marco zrobiła z niej wredną francę rozbijającą związki i przyjaźnie. A to doprowadziło wszystkich do tego miejsca, w jakim obecnie się znajdowali. 
- Nie. Pojawienie się Tanji wszystko przyspieszyło. One by się i tak prędzej czy później pokłóciły. Nie można rzucić krzywd w zapomnienie.
     Ludmiła pochwyciła jeszcze zdumione spojrzenie Federico i odeszła powolnym krokiem, rozmyślając o tym, co właśnie ją spotkało. Naprawdę próbowała pomóc temu żałosnemu stadku, które się rozpadło tak dawno? Próbowałaś to zrobić, bo wreszcie nauczyłaś się doceniać przyjaźń - podpowiedział jej głosik w głowie. Przyznała sobie rację. Chyba rzeczywiście dużo zrozumiała przez ten czas spędzony z dala od Buenos. 
     Szkoda, że tylko jej się to udało.

     Violetta przejrzała się w dużym lustrze, starając się skupiać uwagę na swojej naprawdę ładnej zewnętrznej powłoce, a nie tym, co się działo w jej wnętrzu. Wiedziała, że jest tchórzliwa i nie potrafi zmierzyć się ze swoimi obawami. Ale nie chciała o tym myśleć. Przecież była Violettą Castillo - wszyscy ją kochali. Nie miała żadnego powodu, by także siebie nie kochać. 
- Gotowa, by wejść na scenę? - rozległ się głos Diego. 
     Uśmiechnęła się do jego odbicia w lustrze.
- Oczywiście. - odparła, odwracając się do niego. - Zawsze jestem gotowa.
     Diego odwzajemnił jej uśmiech i pocałował ją lekko w usta, jakby nie był pewien, czy powinien. W głowie Violetty też nagle pojawiły się wątpliwości. Nie wiedziała tylko, skąd one się wzięły - była z Diego tyle czasu i naprawdę go lubiła, on ją kochał i dbał o nią... ,,On cię kocha, a ty tylko go lubisz" - podpowiedziało jej serce. Ale ona znowu posłuchała rozumu.
- No dobrze, idę. - wymamrotała, odrywając się od niego. - Show must go on.
     Jeszcze raz się do niej uśmiechnął i pokazał dwa uniesione kciuki, na co Violetta roześmiała się cicho i wyszła z garderoby. Nie mogła myśleć o wątpliwościach i obawach dwie minuty przed ważnym występem - musiała się skupić na tym, by błyszczeć jeszcze jaśniej niż zazwyczaj, ponieważ tak sobie postanowiła. A przez te kilka lat nauczyła się, że powinno się dotrzymywać obietnic, szczególnie tych danych swojemu własnemu sumieniu. Bo najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie.

     Leon był nie tylko zawiedziony - był autentycznie wkurzony. Jego dawne ,,przyjaciółki" wystawiły go do wiatru, a przecież chciał tylko odpowiedzi na parę pytań. No dobrze, zdawał sobie sprawę z tego, że nie były to takie zwykłe pytania. Wracał do przeszłości, do dnia, w którym wszystko się skończyło, a one najwyraźniej pragnęły o tym zapomnieć. Ale co go mogło obchodzić to, czego one pragną, kiedy przez tyle lat żył ze świadomością, że rozpad całej grupy mógł być jego winą? Wiele razy zastanawiał się, co się takiego mogło stać. Może powiedział coś nieopatrznie, albo zataił przed nimi jakiś sekret, który wydawał mu się nieznaczący? Zaprzepaścił naprawdę wiele życiowych szans przez bezustanne rozmyślanie o przyczynach rozpadu grupy jego przyjaciół. Niewiedza wyniszczała go od środka - a do tego dochodziła jeszcze ta głupia, niemalże platoniczna, miłość do Violetty Castillo.
     Spotkanie z dawnymi przyjaciółmi przyniosło tylko jeden pozytywny skutek - Leon chociaż na chwilę poczuł się tak, jakby znowu wszystko było takie beztroskie i piękne, jak w tamtym okresie. Patrzył na roześmiane twarze przyjaciół i naprawdę wierzył, że da się jeszcze odbudować ten domek z kart, który dawno temu runął z niewiadomych przyczyn. A później przeszedł do kwestii pytania o przeszłość i złudne wspomnienie młodzieńczych lat uleciało niczym piórko, by nie wrócić jeszcze przez długi czas.
- Leon, ja już nie wiem co mam robić. - usłyszał zrezygnowany głos Lary. - Mówię do ciebie od dziesięciu minut, a ty nawet nie zwracasz na mnie uwagi!
      Popatrzył zdezorientowany na stojącą naprzeciw niego Larę. Tak się zatopił w myślach, że nawet jej nie zauważył ani nie usłyszał. 
- Halo, odpowiesz mi? 
- Przepraszam. - powiedział, a ona usiadła obok niego na kanapie. - Nie umiem nie myśleć o tym wszystkim.
     Lara westchnęła ciężko i zamknęła oczy, opierając się o miękkie poduszki. Leon widział ciemne kręgi pod jej oczami i zwieszone ramiona. Zdawał sobie sprawę z tego, że odkąd wrócili do Buenos Aires, Lara nie przesypiała całych nocy, najprawdopodobniej się o niego zamartwiając, bo i on spać nie umiał. Ciągle miał przed oczami twarz Violetty, i nie rozumiał, dlaczego nie może o niej zapomnieć, mając kogoś tak wspaniałego jak Lara obok siebie.
- Nie chcę obarczać cię moimi problemami. - powiedział cicho, obejmując ją ramieniem. - Naprawdę nie musisz się o mnie martwić, kochanie.
     Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Za każdym razem, kiedy tak robiła, miał wrażenie, że zagląda w głąb niego, ale nic nie widzi. Bo tylko Violetta umiała czytać z niego jak z otwartej księgi, sięgała w najgłębsze zakamarki jego duszy i wydobywała stamtąd to, co próbował ukryć przed całym światem. 
- Nic w tobie nie widzę, Leon. -  wyszeptała, jakby czytając w jego myślach. - Nie umiem ci pomóc, bo nie wiem, co czujesz. 
     Ona nie jest Violettą - odezwał się głosik w jego głowie.
- Kocham cię. - wyszeptał, przytulając ją do siebie. 
     Ale z ciebie kłamca, Verdas.
- Ja ciebie też, Leon. - odpowiedziała cicho Lara. - Nie martw się już, proszę.
- Nie będę. 
     Kłamca!

     Natalia nie miała zielonego pojęcia, dlaczego wszyscy tak się przejmują uczuciami. No tak, pewnie mogłaby zmartwić się tym, że prawdopodobnie zraniły Leona i Federico swoim zachowaniem, wszystkie trzy, że Tanja wcale nie była niczemu winna i Francesca oskarżała ją bezpodstawnie, że Ludmiła nie zdołała nic wskórać w tej sytuacji, że Violetta nie pojawiła się na spotkaniu... Ale po co? Dlaczego miałaby zatruwać swoje myśli zmartwieniami, kiedy mogła myśleć o czymś przyjemnym? Przez dwa lata obwiniania się o rozpad grupy swoich dawnych przyjaciół nauczyła się, że powinno się żyć chwilą i zostawiać przeszłość za sobą. Bo w końcu przeszłość to przeszłość - było, minęło.
     No i sobie tak żyła, ,,carpe diem" i do przodu, nie przejmowała się porażkami, zostawiała za sobą ważnych dla siebie ludzi, bo wiedziała, że kiedyś dotrze do celu, którego nawet ona sama nie znała.  Była nie tyle nieczuła, ale obojętna - przestało ją obchodzić to, co inni myślą i czują, czego pragną. Liczyły się jej marzenia i dążenie do ich spełnienia.
- Natalia. - usłyszała swoje imię i zatrzymała się gwałtownie; znała ten głos. - Stoisz tyłem, ale wiem, że to ty. To przez te loczki.
     Odwróciła się szybko, zanim zdążyła zrezygnować i uciec z piskiem. To był ten moment, w którym jedna z jej najgorszych obaw (o której oczywiście nie myślała, bo to przeszłość i bla, bla, bla), okazywała się być rzeczywistością. 
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała głosem, który wcale nie był wyzywający i złośliwy, ale drżący i niepewny.
     Chłopak stojący naprzeciw niej uśmiechnął się delikatnie.
- Tego samego, co zawsze, Naty. - odparł. - Nigdy nie przestałem tego pragnąć.
- O czym mówisz, Maxi?
     Wywoływał w niej zdecydowanie zbyt dużo sprzecznych uczuć jak na jej gust. Chciała nadal być tą Naty, którą zdołała wykreować przez te kilka lat. Ale przy nim nie potrafiła.
- O miłości. 

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać (haha, pewnie nikt nie czekał).
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał. Przyznam szczerze, że jestem z niego zadowolona. 
W zakładce ,,Oni" możecie znaleźć już opisy głównych bohaterów. 
Dziękuję Wam za wszystko, jesteście najlepsi.
Buziaki, M. ;*

czwartek, 17 kwietnia 2014

Chapter 2 - ,,Porque sos mi perdicion..."


,,Porque sos mi perdición..."
- Rock Bones ,,Mi perdicion" 

     Myślała o wiadomości otrzymanej od Leona całą noc i cały kolejny dzień - po prostu nie mogła wyrzucić jej z głowy. Wmawiała sobie, że powrót do Buenos Aires będzie wiązał się jedynie ze spełnianiem marzeń i szczęściem, ale nagle zrozumiała, że nic nie będzie takie proste, jak jej się wydawało. Skoro Leon zaprosił także ją na to ,,spotkanie po latach", oznaczało to, że jego celem nie było wcale odnowienie znajomości - chciał dowiedzieć się, dlaczego wszystko tak nagle się rozpadło. A Ludmiła miała swój udział w tamtej sytuacji, może i niewielki, ale jednak. 
     No tak, najprościej pewnie byłoby nie pójść na to głupie spotkanie i czym prędzej wyjechać z Buenos Aires, wrócić z powrotem do Francji i żyć sobie spokojnie. Ale Ludmiła czuła, że nie da rady kolejny raz zostawić tego wszystkiego - spędziła w Buenos Aires praktycznie całe swoje dzieciństwo, to był jej dom - taki prawdziwy. 
- Ferro, jesteś tu jeszcze? - jej rozmyślania przerwał głos szefa wytwórni płytowej, która zaproponowała jej kontrakt.
- Tak, przepraszam. Zamyśliłam się. - odparła, siląc się na uśmiech.
     Nagranie płyty w tej wytwórni było dla niej naprawdę wielką szansą i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale mimo tego, że gdy wyjeżdżała z Francji obiecała sobie, że nie będzie myśleć o przeszłości, wspomnienia przeszkadzały jej na każdym kroku. Nie mogła skupić się dostatecznie na swojej karierze i to ją strasznie denerwowało. Była sfrustrowana, bo jeszcze kilka dni wcześniej była pewna, że zapomniała o wydarzeniach sprzed kilku lat. W końcu nawet nie należała do tamtej ich ,,paczki". Czym niby miała się martwić?
- Dobra, na dzisiaj kończymy. - odezwał się jasnowłosy mężczyzna, który do tej pory majstrował coś na komputerze. - Prosiliśmy o dostarczenie dziesięciu tekstów, a dałaś nam tylko dziewięć. Gdzie jest ten ostatni?
     Ludmiła przygryzła wargę, z zawstydzeniem spuszczając głowę. Wszystkie teksty, które chciała umieścić na płycie, od dawna zalegały w jej szufladzie. Ale nie mogła znaleźć nigdzie inspiracji do napisania nowego kawałka, który byłby takim powiewem świeżości. 
- Obiecuję, że jutro będzie gotowy. - powiedziała. - To przez to zamieszanie z przeprowadzką, nie miałam zbytnio czasu.
     Mężczyzna pokiwał głową i zatrzasnął laptopa, po czym pożegnał Ludmiłę skinieniem głowy i wyszedł. Zaraz za nim oddalił się szef, rzucając na pożegnanie coś w stylu ,,Obudź się wreszcie, Ferro". Ludmiła westchnęła ciężko i pozbierała swoje rzeczy, wrzuciła je do torebki i powolnym krokiem opuściła studio nagraniowe.
     Wieczór był ciepły, wyjątkowo ciepły, nawet jak na Buenos Aires. Droga z siedziby wytwórni do jej domu powinna jej zająć nie więcej niż piętnaście minut i wreszcie mogłaby pójść spać, bo była naprawdę zmęczona, ale nogi jakby same poniosły ją do parku oddalonego o jakiś kilometr. Gdy znalazła się w miejscu, które wyznaczył Leon na spotkanie, rozejrzała sie dookoła. Zauważyła tylko kobietę z wózkiem, w którym leżało gaworzące dziecko, i staruszka siedzącego na jednej z ławek. Mimo ładnej pogody park był praktycznie pusty. Nie było jednak cicho, bo zza ulicy dobiegały wesołe głosy i dźwięki muzyki. Ludmiła odwróciła się i ujrzała zarys Studio On Beat. Zalała ją tak potężna fala wspomnień, że aż usiadła sobie na pobliskiej ławce. 
- Kto by pomyślał, że jako jedyna zdecydujesz się przyjść. - na dźwięk ciepłego głosu Leona niemal spadła z ławki.
     Usiadł obok niej i zapatrzył się na widok po drugiej stronie ulicy. Ludmiła widziała w jego oczach tęsknotę. Sama też marzyła o tym, by młodzieńcze czasy wróciły, chociaż nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą.
- Miałeś nadzieję, że przyjdzie Violetta, prawda? 
     Odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się smutno. Nie musiał nic mówić, wszystko wyczytała z tego uśmiechu. 
- Dlaczego przyszłaś? - zapytał Leon, przyglądając się jej uważnie.
     Ludmiła zamyśliła się. Dlaczego przyszła? Sama nie wiedziała. Tak naprawdę wcale nie miała takiego zamiaru, wychodząc z siedziby wytwórni była przekonana, że wraca do domu. Coś jej jednak kazało pojawić się na tym spotkaniu, nawet jeśli miała być jedyną osobą, która się na to zdecyduje. 
- Nie wiem. - odparła cicho. - Chyba nie lubię zawodzić ludzi. Ale i tak jesteś zawiedziony, co?
     Leon pokiwał powoli głową. Przyjrzała mu się i zauważyła, że prawie się nie zmienił. Jeśli nie liczyć odrobinę innej fryzury i nieprzeniknionego smutku w oczach, to wyglądał tak samo. 

     Camila wzięła głęboki oddech i wychyliła głowę zza grubego pnia drzewa stojącego na obrzeżach parku. Chowała się od kilku minut, czekając, aż pojawi się Leon czy ktokolwiek inny. Miała cichą nadzieję, że nikt nie przyjdzie, bo naprawdę bała się tego spotkania. Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała samą Ludmiłę Ferro. Blondynka była ostatnią osobą, której Camila się spodziewała.
- Widzę cię, Cami. - rozległ się nagle znajomy głos. - Masz zamiar tak sterczeć cały dzień?
     Cami odwróciła się gwałtownie i ujrzała Francescę. Nie widziała Włoszki od tak dawna, ale wydało jej się nagle, że znowu mają po siedemnaście lat i nadal się przyjaźnią. Francesca uśmiechnęła się delikatnie, jakby nie była pewna, czy powinna się aż tak spoufalać z dawną przyjaciółką. Camila odwzajemniła uśmiech, czując dziwny przypływ szczęścia.
- Cami, Fran! - zawołał je Leon. - Jak dobrze was widzieć!
     Dziewczyny pomachały do Leona i podeszły bliżej. Verdas zamknął je w serdecznym uścisku, na co obie się zaśmiały. ,,Jak za dawnych czasów" - pomyślała Camila, gdy Leon je puścił i obdarzył szerokim uśmiechem. Wyglądał na autentycznie uszczęśliwionego ich widokiem.
     Cami przeniosła wzrok na Ludmiłę, która przyglądała im się uważnie. Instynktownie przygotowała się na jakąś złośliwą uwagę.
- Dobrze was widzieć. - odezwała się blondynka, uśmiechając się nieśmiało.
- Ciebie też, Ludmiła. - odparła Francesca. 
     Camila obdarzyła je obie uśmiechem. Może wystarczyło tylko trochę chęci, by odbudować zniszczoną przyjaźń?

     Violetta usiadła ciężko na kanapie i zapatrzyła się w jakiś niezidentyfikowany punkt na ścianie. Dostała tą wiadomość od Leona i cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Nie miała odwagi, by zmierzyć się z przeszłością, o której tak usilnie próbowała zapomnieć. Gdy tylko przyleciała do Buenos Aires, kazała zawieźć się do hotelu. Wcześniej wyobrażała sobie, że idzie do swojego dawnego domu, Studio, parku... Ale nie dała rady. To wszystko było dla niej po prostu za trudne.
     Zastanawiała się, czy w ogóle ktokolwiek przyszedł na spotkanie, które zorganizował Leon. Wyobraziła go sobie samotnie siedzącego na ławce w parku, czekającego na dawnych przyjaciół. Nie ważne, czego tak naprawdę od nich oczekiwał - na pewno jakaś cząstka jego pragnęła odbudowania przyjaźni. Wiedziała to, bo dobrze go znała, może aż za dobrze. Stracili kontakt kilka lat temu, to prawda, ale niektórzy ludzie się nie zmieniają i Violetta była pewna, że Leon do nich należy. 
- Dlaczego uciekłaś? - do pokoju wszedł Diego. - Tam na dole jest pełno ludzi.
     Violetta uśmiechnęła się smutno i wzruszyła ramionami. Rozdała kilka aurografów i sobie poszła, bo jakoś nie umiała sobie poradzić z tą wszechobecną radością, która akurat jej nie chciała dosięgnąć. Wszyscy się cieszyli, a ona tylko myślała o tym, jak bardzo zawiodła Leona. 
- Nie mam siły. - westchnęła, zagrzebując się w ciepłych kocach.
     Diego usiadł obok niej i położył jej dłoń na ramieniu. Violetta przymknęła oczy i nagle zobaczyła Leona, z powoli gasnącą nadzieją w oczach. ,,Wszystko twoja wina, ty tchórzu" - odezwał się w jej głowie wredny głosik. Przyznała mu jednak rację. Wszystkich zawiodła.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał Diego ciepłym głosem.
     Pokręciła głową. Chciała, żeby już sobie poszedł. Może nie było to z jej strony zbyt miłe, bo on naprawdę próbował jej pomóc, ale nie miała ochoty na rozmowę z nim. 
- Dobrze. Idę na dół, powiem ludziom, że nie zejdziesz.
     I poszedł. A ona dosłownie czuła słowa, których nie wypowiedział, ale zawisły one w powietrzu. 
     ,,I ich rozczarujesz. Wszystkich rozczarowujesz."

     Natalia odgarnęła niesforne kosmyki włosów z twarzy i rozejrzała się po parku skąpanym w świetle zachodzącego słońca. Jakiś roześmiany dzieciak przebiegł jej przed nosem, kopiąc piłkę, przez co omal nie straciła równowagi. Pokręciła głową z rozbawieniem, przyglądając się bawiącym się dzieciom. Wyglądały na tak autentycznie szczęśliwe i pewnie rzeczywiście takie były - szczęście dziecka może być niczym niezmącone, nie to co szczęście kogoś starszego. Dorastanie wcale nie jest takie fajne, jakie się wydaje z perspektywy sześciolatka. Natalia przypomniała sobie, jak kiedyś wyobrażała sobie siebie jako dorosłą kobietę - wtedy to wydawało się tak odległym marzeniem. 
- Naty! 
     Oderwała wzrok od roześmianych dzieci i ujrzała zmierzającego w jej stronę Leona. Uśmiechnęła się do niego i pomachała mu radośnie. Przytulił ją tak mocno, że jej stopy zawisły w powietrzu. Zaśmiała się, gdy wreszcie Leon ją postawił i zmierzwił jej niesforne loczki.
- Ależ się stęskniłam, Verdas! - zawołała Naty.
- No ba! Jak można za mną nie tęsknić? - Leon poruszył śmiesznie brwiami, na co Natalia wybuchnęła śmiechem.
     Natalia dopiero po chwili dostrzegła za plecami Leona Camilę, Francescę i Ludmiłę. Ferro pomachała jej niepewnie, na co Naty odpowiedziała uśmiechem. 

     Najbardziej pragnął tego, żeby pojawiła się Violetta. Tak, niby od dwóch lat spotykał się z Larą i naprawdę mu na niej zależało, ale jednocześnie jakoś nie mógł zapomnieć o Castillo. Wydawała mu się nieosiągalna, co trochę pomogło mu w normalnym życiu, ale gdy dowiedział się, że wraca do Buenos... Jego świat wywrócił się do góry nogami. Sam nie mógł uwierzyć w to, że przez tyle lat nie udało mu się wyleczyć z tej głupiej miłości do Violetty. Ale jednak. Czuł się przez to strasznie winny, bo Lara naprawdę go kochała, a on nie potrafił oddać jej swojego serca. Dziewczyna zdawała się wiedzieć, że Leon nie może zapomnieć o Violetcie, ale jednak próbowała z całych sił uczynić go szczęśliwym. Była wspaniała - a on tak bardzo pragnął ją docenić tak, jak na to zasługiwała.
- Hej, popatrzcie! - zawołała Naty. - Federico!
- Ciao, ludziska! 
     Natalia zerwała się z miejsca i rzuciła Włochowi na szyję, co po chwili uczyniły także Francesca i Camila. Federico uścisnął je wszystkie, śmiejąc się radośnie. Później przywitał się z Leonem, po czym obrzucił badawczym spojrzeniem Ludmiłę. Ona także na niego patrzyła, jakby oceniali się nawzajem. Leon wyczuł między nimi dziwne napięcie.
- Cześć, Ludmiła. - powiedział Fede, wyciągając dłoń w jej stronę.
     Ludmiła ujęła ją ze zmrużonymi oczami.
- Cześć, Fede. - odparła.
     Zdecydowanie za długo trzymali się za ręce, co Natalia skwitowała cichym chichotem. Ludmiła zaczerwieniła się i wyrwała dłoń z uścisku Włocha, po czym odwróciła wzrok. Na twarzy Fede malował się delikatny uśmieszek.
     Leon postanowił przejść do rzeczy, bo najwyraźniej nikt więcej nie miał zamiaru przyjść. 
- Ja i Federico mamy do was kilka pytań. 
     Zobaczył w oczach każdej z nich przestrach i zaczął mieć wątpliwości. Czy one były gotowe na wyjawienie im wszystkiego, co stało się dawno temu? 

Nie wyszło mi, znowu.
Czuję, że całkiem zniszczę tą historię.
Przepraszam.
Kocham Was!
Buziaki, M. ;*

środa, 9 kwietnia 2014

Chapter 1 - ,,Viajando a tu mundo del pasado..."


,,Viajando a tu mundo del pasado..."
- Violetta ,,Algo se enciende"

     Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wysoka blondynka wysiadła z taksówki i stanęła przed budynkiem Studio On Beat. Na jej twarzy malowały się tysiące różnych emocji. Wyglądała na szczęśliwą, ale jednocześnie biła od niej dziwna melancholia. 
- A miałaś nie wracać, Ferro.  - wyszeptała sama do siebie. - Miałaś nie wracać...
     Wzięła głęboki oddech i postąpiła kilka kroków do przodu, ale zaraz się wycofała. Jakoś nie umiała wejść do tego budynku. Nawet nie wiedziała dlaczego. Powrót do Buenos Aires planowała długo i była pewna, że nic nie powstrzyma jej przed spełnianiem marzeń. A już na pewno nie jakieś bezwartościowe wspomnienia, które podobno dawno wyrzuciła z głowy. 
- Ludmiła? - z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos.
     Odwróciła się gwałtownie i ujrzała Natalię we własnej osobie. Jej dawna przyjaciółka miała nadal te same niesforne loczki i brązowe oczy. Wyglądała na zaskoczoną widokiem Ludmiły, a i sama Ferro musiała przyznać, że nie spodziewała się spotkać w Buenos Aires Natalii. Słyszała, że Hiszpanka wróciła do swojej ojczyzny. 
- Naty. - odezwała się Ludmiła. - Co ty tu robisz?
- A co ty tu robisz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Natalia. - Myślałam, że jesteś we Francji. Tak przynajmniej mówił mi Leon.
     Ludmiła zamarła.
- Leon tu jest? - zapytała napiętym głosem.
     Decydując się na powrót do Argentyny nie brała pod uwagę tego, że wszyscy zapragną nagle zlecieć się w to samo miejsce. Nie chciała ich spotykać. Nie wiedziałaby, jak się zachować.
- Jest. - odparła Natalia, kiwając głową. - Jakieś dwa tygodnie temu wrócili z Larą z wycieczki po Europie.
     Ludmiła przełknęła ciężko ślinę. Miała ochotę uciec. Przecież było jasne, że to się źle skończy! Przyznała rację samej sobie. Powinna lepiej to przemyśleć. A teraz czekała ją konfrontacja z Leonem i jego dziewczyną. A kto wie, kto jeszcze się przypałętał do Buenos Aires w tym samym czasie, co ona. 
- Ktoś jeszcze? 
- Nie wiem. Czytałam na stronie You-Mixu, że Violetta daje tutaj kilka koncertów za dwa dni. - powiedziała Natalia. - A co z resztą, to nie mam pojęcia. Szczerze, niezbyt mnie to interesuje. Co było, to minęło, Lu. 
     Czy to możliwe, żeby Natalia nie przejmowała się swoimi dawnymi przyjaciółmi? Wyglądała tak, jakby było jej całkiem obojętne, czy Violetta, Francesca albo Camila będą w Buenos Aires, czy nie. Jakby już dawno zapomniała. 
- Tak. - odparła Ludmiła. - Oczywiście. Muszę iść. - odwróciła się na pięcie i odeszła czym prędzej.
     Sama wyrzuciła z pamięci tamte chwile i przestała się nad sobą użalać, ale słowa Natalii ciągle dźwięczały jej w uszach, gdy wchodziła do swojego nowego mieszkania na obrzeżach Buenos Aires. Co było, to minęło, Lu. Dziwnie się czuła ze świadomością, że ktoś tak uczuciowy i wrażliwy jak Naty był w stanie zapomnieć. 

- I jest moja księżniczka! - zawołał Diego, wchodząc do garderoby Violetty.
     Dziewczyna siedziała przed wielkim lustrem i wprowadzała ostatnie poprawki w swoim makijażu. Nawet nie drgnęła na widok Diego, jedynie lekko się uśmiechnęła, słysząc określenie ,,księżniczka". Lubiła, gdy ją tak nazywał, chociaż za każdym razem miała wrażenie, że ktoś inny powinien to mówić. 
- Gdzie się tak długo podziewałeś? - zapytała, ostatni raz poprawiając włosy i odwracając się do niego.
     Diego westchnął i usiadł naprzeciw niej.
- Musiałem załatwić kilka spraw związanych z wyjazdem do Argentyny. - wyjaśnił. - Wiesz, nie będzie nas jakiś czas.
     Violetta pokiwała głową i pogrążyła się w myślach. Nie była w Buenos Aires od trzech lat i nie wiedziała, jak zniesie powrót do korzeni. W końcu to tam rozpoczęła swoją przygodę z muzyką. Teraz, jako znana na całym świecie piosenkarka, miała dać w Buenos Aires kilka koncertów. Ciągle się zastanawiała, jak to będzie stanąć przed swoim starym domem czy Studiem, ale już jako kompletnie inna osoba. Bo zmieniła się nie do poznania - z nieśmiałej i delikatnej osóbki przeobraziła się w wulkan energii. 
- Ziemia do Violetty! - Diego pomachał jej dłonią przed oczami, wyrywając ją z zamyślenia.
- Przepraszam, po prostu... - wymamrotała.
- Denerwujesz się powrotem? 
     Już miała przytaknąć i wyjawić mu wszystkie swoje obawy, ale zaraz się opamiętała. Coś jej podpowiadało, że jeśli teraz się rozklei i wywlecze na wierzch dręczące ją wątpliwości, to nie da rady powrócić do Argentyny. A przecież nie mogła zawieść fanów i - co najważniejsze - samej siebie. Bo dawno temu obiecała sobie, że uczucia nie przeszkodzą jej w osiągnięciu sukcesu i miała zamiar trzymać się tej obietnicy. 
- Nie. - odparła pewnym głosem. - Po prostu zastanawiam się, jaką sukienkę włożę na kolację.
     A później uśmiechnęła się do Diego i wstała, ostatni raz zerkając na swoje odbicie w dużym lustrze. Wyglądała praktycznie tak samo jak kilka lat temu, a jednak wewnątrz niej prawie wszystko się zmieniło. Czasami ją to przerażało. 

- Ojej, jak tu pięknie! - zawołała drobna blondynka, na co czarnowłosa siedząca obok niej jęknęła przeciągle.
- Elena, przestań się tak zachwycać, bo jabłko zniesiesz. 
     Elena się zaśmiała.
- Jajko, Francesca, jajko. - pokręciła głową z rozbawieniem i ponownie zapatrzyła się na piękny widok za oknem samochodu.
     Francesca prychnęła cicho. Nie lubiła, gdy ktoś ją poprawiał. Owszem, czasami myliła niektóre hiszpańskie słowa, ale przecież nikomu nie powinno to przeszkadzać. 
- O matulu! - Elena przytknęła dłoń do ust. - Widziałaś, Francesca?!
     Fran pokiwała powoli głową. Właśnie minęli budynek Studio On Beat, w którym kiedyś się uczyła. Elena była dosłownie zauroczona tą szkołą i gdy tylko usłyszała, że cała ich rodzina przenosi się do Argentyny, prawie się rozpłakała ze szczęścia. Swego czasu Francesca lubiła opowiadać swojej kuzynce, jakie zadania zadawał im Pablo i inni nauczyciele, jak wiele możliwości stwarzało należenie do tej szkoły. Ale już dawno tego nie robiła.
- El, musisz pamiętać, że trzeba mieć nie tylko talent, ale także szczęście, by dostać się do Studio na stypendium. - zwróciła się Francesca do swojej kuzynki. - Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei.
     Rodzice Eleny nie mieli wystarczająco dużo pieniędzy, by co miesiąc płacić za naukę dziewczyny w tak prestiżowej szkole, jaką było Studio. Francesca nigdy nie wątpiła w to, że jej kuzynka ma naprawdę wielki talent i ciężko pracuje, a nie spoczywa na laurach, słysząc tysiące pochwał. Ale nie mogła pozwolić na to, by Elena zrobiła sobie zbyt duże nadzieje i później cierpiała. Dostanie się do Studio na stypendium graniczyło z cudem, bo było wiele nastolatków o niebywałych zdolnościach, nie mających jednak możliwości rozwijania się. I Francesca doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Francesca, dlaczego zawsze jesteś taką pesymistką? - odezwał się jej ojciec prowadzący samochód. - Elena naprawdę ma nadzieję na dostanie się do Studia, a ty ją straszysz.
     Francesca westchnęła demonstracyjnie. Pewnie skończy się tak jak za każdym razem -chciała tylko pomóc, ale i tak wszyscy się na nią obrażą, bo przecież lepiej być optymistą i później cierpieć. A ona tak  bardzo bała się cierpienia, że odrzucała wszelkie nadzieje na samym początku, by się nie rozczarować. Nie rozumiała, dlaczego inni też tak nie robią.
- Nie straszę jej, tato, mówię prawdę. - odparła Fran zrezygnowanym głosem. - Setki osób starają się o to stypendium.
- A więc uważasz, że nie jestem dość dobra? - zapytała drżącym głosem Elena. - Wiedziałam. Nikt we mnie nie wierzy.
     Pan Cauvilia rzucił Francesce wściekłe spojrzenie. Elena zaczęła cicho popłakiwać pod nosem, ale Fran nie zwróciła na nią uwagi. Elena była zdecydowanie zbyt uczuciowa i rozczulanie się nad nią w niczym by nie pomogło. Włoszka założyła ręce na pierś i zapatrzyła się na widok przesuwający się za oknem. Buenos Aires było dokładnie takie, jakie je zapamiętała. Słoneczne, z mnóstwem miejsc, które przywoływały wspomnienia. 
     Nie była tylko pewna, czy jest gotowa uwierzyć w samą siebie i obudzić w sercu chociaż trochę nadziei na to, że wspomnienia nie zepchną jej z powrotem na samo dno.

     Duży niebieski zegar wybił godzinę piątą po południu, gdy Camila Torres weszła do swojego mieszkania. Była zmęczona całym dniem pracy. Czuła się, jakby znajdowała się w stanie częściowego odrętwienia. Miała ochotę rzucić się na łóżko i już nigdy nie wstawać. Nie dość, że szef na nią nakrzyczał, bo stłukła tacę z filiżankami chyba z dziesięć razy, to jeszcze natknęła się na Brodueya. Zerwali ze sobą jakiś miesiąc temu i Camila była pewna, że chłopak wrócił do Brazylii, ale on najwyraźniej postanowił ją nękać i dosłownie cały dzień przesiedział w kawiarni, w której pracowała. Siedział i patrzył, a ona nie mogła się na niczym skupić. Nie to, żeby jeszcze coś do niego czuła - to dziwnie zauroczenie Brazylijczykiem dawno jej minęło i między innymi dlatego zdecydowała, że z nim zerwie. Na tą decyzję złożyło się też kilka innych czynników, na przykład to, że Broduey zaczął być nieznośnie pewny siebie i napuszony. Nawet ludzie dookoła niej to zauważali, więc nie mogła sobie wmawiać, że to jedynie wytwór jej wyobraźni.
     Przemyślania rudowłosej przerwało donośne piknięcie jej telefonu syngnalizujące przyjście wiadomości. Spodziewając się kolejnego miłosnego sms-a od Brodueya, nawet się nie podniosła. Charowała cały dzień i nie miała zamiaru przejmować się dłużej swoim byłym. Miała nadzieję, że w końcu znudzi mu się przesiadywanie w kawiarni i będzie mogła przynajmniej skupić się na pracy. Jeszcze tego brakowało, żeby ją wylali. Nie miała ukończonej żadnej szkoły, która pozwoliłaby jej na znalezienie jakiejś lepiej płatnej pracy. A w Buenos Aires trudno było nawet o posadę kelnerki. 
     Telefon znowu zapikał, jakby nakazując jej wstać i przeczytać wiadomość. Niechętnie zwlekła się z łóżka, obiecując sobie, że zaraz zadzwoni do Brodueya i mu nagada. Ale nadawcą wiadomości wcale nie był Broduey.
     ,,Słyszałem, że niektórzy powrócili do korzeni. Znaczy się, do Buenos. Może byśmy się spotkali? W piątek o 12 w parku przed Studio. Mam nadzieję, że się pojawisz.
Leon"
     Camila odłożyła komórkę na stolik i znowu opadła na miękkie łóżko. Wiedziała, co się kryło pod luźnym zaproszeniem Leona.  Na pewno zaprosił resztę, bo usłyszał, że większość wróciła do Argentyny. Violetta miała mieć niedługo w Buenos Aires koncert, cała rodzina Francesci ponoć postanowiła wrócić na stałe do Argentyny, a samą Ludmiłę rozmawiającą z Natalią Camila widziała przed Studio, gdy wracała do domu. Ani Leon, ani nikt oprócz Violetty, Naty, Francesci, Ludmiły i Tanji oraz samej Camili nie wiedział o tym, co się wydarzyło pewnego pamiętnego popołudnia w przerwie między zajęciami. Najwyraźniej Leon chciał odpowiedzi na dręczące go pytania. 
     Ale Camila nie była wcale pewna, czy którakolwiek z jej dawnych przyjaciółek jest gotowa na udzielenie mu tych odpowiedzi. Sama czuła przemożny strach na myśl o spotkaniu się z przeszłością. 

Przepraszam, że dopiero teraz, ale ciągle poprawiałam ten rozdział. 
On musi być w każdym calu idealny (hehe, i tak nie jest), bo to w końcu początek czegoś nowego.
Mam nadzieję, że nie schrzaniłam tak bardzo, jak myślę.
Przepraszam jeszcze raz za opóźnienia.
Kocham Was.
Buziaki, M. ;*

czwartek, 3 kwietnia 2014

Season 1 - Prologue - ,,Si crees que todo esta olvidado..."


- Spóźnia się. - Francesca popatrzyła na swój telefon, przygryzając nerwowo wargę.
     Siedząca obok niej Camila prychnęła pogardliwie. Francesca spojrzała na nią z oburzeniem, na co rudowłosa westchnęła i odgarnęła włosy. Musiała wyjaśnić Francesce, że Marco najprawdopodobniej nie ma zamiaru przyjść na umówione spotkanie. Uprzedziła ją jednak Ludmiła, która pojawiła się jakby znikąd.
- Czekacie na jej kochasia? - wskazała na Francescę z sarkastycznym uśmieszkiem. - Nie przyjdzie. Jest w sali tanecznej z Tanją i chyba nigdzie mu się nie spieszy.
     Francesca wciągnęła gwałtownie powietrze. Tak coś czuła, że spóźnienie Marco ma jakiś związek z tą głupią Tanją.
- Fran, co cię dziwi? - zapytała Camila, łapiąc ją za rękę i tym samym powstrzymując przed odejściem. - Dopiero co zrobiłaś mu awanturę o nic. Przecież tylko rozmawiał z Tanją, a ty się na niego wydarłaś jakby się z nią obściskiwał czy coś.
     Fran wyrwała się z uścisku przyjaciółki i wzięła głęboki oddech, by się nie rozpłakać. Czuła bezradność, bo nie mogła zrobić nic, by Tanja przestała biegać za Marco. A do tego Camila postanowiła zarzucać jej , że nie ma racji, będąc zazdrosną o tą dziewczynę, która dosłownie na krok nie odstępowała jej chłopaka.
- Słuchaj, ona go podrywa. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - I tylko ja to widzę, bo wy wszyscy jesteście ślepi.
     Camila już miała coś powiedzieć, gdy pojawiła się Violetta z zaczerwienionymi oczami i śladami łez na policzkach. Zaraz po niej przybiegła Natalia, dysząc ciężko. 
- Co się stało? - zapytała Camila, zrywając się z miejsca. 
     Violetta tylko pokręciła głową, ocierając łzy. Francesca jeszcze raz zerknęła na telefon, ale niestety nie było żadnych nieodebranych połączeń od Marco. 
- Kłopoty w raju? - wypaliła nagle głosem ociekającym sarkazmem. 
     Nawet nie wiedziała, skąd wzięła się w niej ta dziwna satysfakcja na widok zapłakanej Violetty. Może chodziło o to, że zawsze była trochę o panienkę Castillo zazdrosna, niczym Ludmiła. Nigdy jednak tego nie okazywała. Ale złość na Marco i na praktycznie cały świat spotęgowała wrażenie, że Violetta zawsze dostaje to, czego chce i wreszcie coś jej się nie udało.
- Francesca! - syknęła Naty, przytulając do siebie Violettę.
     We Włoszce obudziło się poczucie winy, ale następne słowa Violetty spowodowały nagły przypływ gniewu.
- Nie musisz być dla mnie taka wredna tylko dlatego, że pierwsza lepsza dziewczyna ukradła ci faceta. - głos Violetty drżał, ale i tak słychać w nim było złośliwość.
     Francesca już brała oddech, by odpowiedzieć coś równie wrednego, ale Camila zatkała jej usta dłonią i nie pozwoliła na dalszą wymianę zdań.
- Obie jesteście roztrzęsione, lepiej idźcie do domu. - nakazała rudowłosa.
     Francesca odtrąciła jej rękę i cofnęła się kilka kroków, jakby miała zamiar odejść. Zaraz jednak zapragnęła powiedzieć jeszcze coś, co zraniłoby Violettę. Zawsze chciała pomagać swojej przyjaciółce, ale po jej słowach dotyczących Marco i Tanji jedynym, czego pragnęła, było sprawienie jej przykrości. Nie mogła pozwolić na to, by ktoś wygadywał takie głupoty, nawet jeśli ten ktoś był Violettą. 
- Jestem pewna, że... - zaczęła, ale Natalia szybko jej przerwała.
- Francesca, dość.
     Violetta tupnęła nogą niczym mała dziewczynka i strząsnęła rękę Naty ze swojego ramienia.
- Nie rozkazujcie nam. - fuknęła w stronę Natalii i Camili. - Jeśli Francesca chce coś powiedzieć, to niech to powie.
     Natalia zrobiła zdziwioną minę. Nigdy nie widziała Violetty zachowującej się w ten sposób. Francesca to niby co innego, bo ona często miała takie wybuchy złości, ale mimo wszystko za każdym razem przepraszała po kilku chwilach. Naty miała wrażenie, że ta kłótnia nie będzie taka, jak inne.
- Próbujemy wam pomóc, Violetta, bo zaraz pokłócicie się tak naprawdę o nic. - wyjaśniła Camila zirytowanym tonem.
     Widać było, że ma już dość rozdzielania swoich przyjaciółek i pilnowania, by się nie pokłóciły.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. - prychnęła zdenerwowana Francesca.
- No i dobrze. - warknęła Camila, po czym przeniosła wzrok na Naty, która zrobiła smutną minę. - A ty, Naty, nie rób takiej cierpiętniczej miny. Maxi i tak nigdy nie wybaczy ci tego, że nie potrafiłaś odsunąć się od Ludmiły.
     Natalia wstrzymała oddech ze zdumienia. Camila nigdy nie była dla niej taka wredna i nigdy, przenigdy nie wypomniała jej tego, że zraniła Maxiego swoim bieganiem za Ludmiłą. Torres doskonale wiedziała, jak bardzo Naty jest zakochana w Maxim i zdawała sobie sprawę z tego, że swoimi słowami cholernie ją zrani.
- Udajesz świętą, a ciekawe kto biegał za Sebą, będąc w związku z Broadwayem. - wyrzuciła z siebie Natalia.
     Naprawdę trudno jej było to powiedzieć. Widziała, jak przez twarz Camili przemyka jakiś cień. Nie lubiła ranić ludzi. Ale tyle razy wbijano jej nóż w plecy bez żadnego konkretnego powodu, że nagle zapragnęła sprawić Camili przykrość. 
- To nie ma sensu, idę. - wymamrotała Violetta, odwracając się na pięcie.
     Nie chciała dłużej słuchać gadaniny dziewczyn. Strasznie ją irytowały. Zaraz po niej oddaliła się Francesca, mamrocząc coś pod nosem, później Camila, a na końcu Naty. 
     Każda z nich już po kilku minutach żałowała każdego niemiłego słowa wypowiedzianego pod adresem przyjaciółki. Następnego dnia wszystkie cztery poczuły, że wcale nie mają dość siebie nawzajem. Ale żadna z nich nie zdobyła się na to, by przeprosić. 

,,Si crees que todo esta olvidado..."

     I teraz jesteśmy tutaj. Minęło kilka lat i rany zdążyły się zagoić. Każde z nich odeszło w swoją stronę. Skłamaliby, gdyby powiedzieli, że nie zapomnieli. Tyle się zdarzyło w ich życiu od tamtego czasu. Każde z nich wiedziało, że powinno pamiętać, bo to był piękny okres, może i najpiękniejszy. Ale te wszystkie emocje przyćmiło to, co jest tu i teraz, i zapomnieli o przeszłości. Nie zrobili tego umyślnie. Taka jest po prostu kolej rzeczy - coś się kończy, by coś innego mogło się zacząć. Temu nie da się zaprzeczyć. Każdy z nas kiedyś musiał zostawić coś, co kochał, by pozwolić kolejnemu rozdziałowi się rozpocząć. 
     Przeżywali wtedy moment kulminacyjny. Śpiewali, tańczyli, kochali i cieszyli się muzyką, wszyscy razem. Mieli wrażenie, że pękną od nadmiaru szczęścia. Dopiero wtedy widać było jak na dłoni, jak piękna przyjaźń zrodziła się między nimi wszystkimi. Tyle przeszli, aż wreszcie osiągnęli to szczęście, które pozwalało im dalej brnąć przez muzyczną przygodę. Żadne z nich tak naprawdę nie chciało, by to wszystko się kiedykolwiek skończyło. Ale ostatecznie domek z kart, który budowali tyle czasu, zawalił się. Ogień zgasł. Nie było już nic.
     A przynajmniej tak im się wydawało.

Boziu, dotrwaliście do końca?
Gratuluję, naprawdę.
To jest jakaś totalna porażka i dopiero teraz to zauważyłam. Kolejny rozdział jutro. 
Mam tylko nadzieję, że was nie wystraszyłam. 
Buziaki, M. ;*

wtorek, 1 kwietnia 2014

Witooooom!


     No tak, to znowu ja. Nie wiem, czy nie macie mnie dość, ale co tam. Nie mam zamiaru znikać, będę Was męczyła jeszcze długo, długo. 
     No dobra. To opowiadanie tak naprawdę nie będzie o nikim konkretnym, raczej o wszystkich na raz, czy coś w tym stylu, chociaż uwaga skupi się naturalnie na Ludmile, o czym świadczy ten szpetny nagłówek mego autorstwa. Będzie też Violka (oczywiście, bez niej to taka klucha by pewnie wyszła), Francesca moja kochana, no i Cami, Natalia, Leosiek, Marco, Feduś, Maxi i nawet Diego, oraz reszta tych kochanych niedorajd, które doskonale znacie :) Niedługo zrobię zakładkę ,,Oni", czyli bohaterowie. W czwartek możecie się spodziewać prologu. To chyba tyle.
     Nadal Was kocham i nadal jestem tą samą Maddy, chociaż chyba trudno będzie się przyzwyczaić do czegoś innego niż ,,Dame tu amor". Ale mam nadzieję, że tutaj też ze mną będziecie.
Buziaki, M. ;*