,,Todo depende de que quieras ver..."
- Violetta - ,,Veo Veo"
Szczerze? Chyba nigdy tak naprawdę nie lubiła deszczu. Tylko jej się tak wydawało, bo fajnie było śpiewać i tańczyć podczas szalejącej dookoła ulewy z Francescą i Camilą, bo Leon zawsze wpadał wtedy w taki melancholijny nastrój i całował ją, a krople spływały po ich twarzach. Kiedy masz się z kim dzielić, to nawet deszcz może być czymś pozytywnym.
Nogi same zaprowadziły ją do tego parku. Zupełnie jakby to w jakiś magiczny sposób mogło rozwiązać wszystkie jej problemy. A przecież nie mogło, bo nic na świecie nie jest takie łatwe. Wszystko musi być skomplikowane, żebyśmy przypadkiem nie mieli nadziei na lepsze jutro.
Gdy już usiadła obok niego na tej ławce, przeszłość uderzyła w nią mocno i niespodziewanie. Chciała uciec, ale bała się ruszyć z miejsca, jakby coś mogło zniszczyć specyficzną magię chwili. Więc tylko patrzyła przez zasłonę deszczu na wyłaniajace się zza drzew Studio21 i zastanawiała się, dlaczego szczęście tak szybko od niej uciekło.
- To śmieszne, ale nie mam pojęcia, co powinienem powiedzieć. - odezwał się.
Zacisnęła usta w wąską kreskę, by nie okazać żadnych emocji. Nie wiedziała, czego się ma spodziewać. Tak naprawdę już nigdy nie powinna go spotkać. Kiedyś myślała, że jest jej przeznaczony, ale myliła się - ich kontakt urwał się, prawie o nim zapomniała.
Dlaczego nagle pojawił się znowu, i wywołał to samo szybsze bicie serca, co kiedyś?
- Gdybyś była Francescą albo Camilą, to zapytałbym, co u ciebie, ale... - zaczął nerwowo.
- Dlaczego nie zapytasz? - wyrwało się jej niespodziewanie.
Wyciągnął rękę i odgarnął mokry kosmyk włosów z jej twarzy. Jego dotyk był taki, jak zawsze - delikatny, ciepły i kojący. Nic się nie zmieniło.
Tylko ona.
- Bo jesteś Violettą. - odparł ze smutnym uśmiechem.
Spuściła wzrok. Nie potrafiła patrzeć na jego smutek. Był taki przygaszony, jakby stracił nadzieję. Chciała zapytać go, dlaczego z jego oczu znikły te urocze ogniki szczęścia, dlaczego siedzi sam na deszczu ze śladami łez na policzkach. Chciała go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Tyle chciała zrobić w tamtym momencie. Ale nie odważyła się.
- Przepraszam, że wtedy nie przyszłam na spotkanie. - powiedziała tylko.
- Nic się nie stało. - wymamrotał.
Ale wiedziała, że stało się aż za dużo.
Popatrzyła jeszcze przez chwilę na Studio i z ciężkim westchnieniem podniosła się z ławki. Nie mogła usiedzieć na miejscu. Poza tym obecność Leona sprawiała, że jej serce ponownie rozpadało się na tysiące malutkich kawałków. Nie widziała sensu w zadawaniu sobie bólu bez żadnego powodu - skoro wystarczyło po prostu odejść i zostawić za sobą przynajmniej cząstkę tego przeklętego cierpienia.
Jedna pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Otarła ją wierzchem dłoni i odwróciła się, by odejść w sobie nawet nieznanym kierunku. Wiedziała jedno: musi oddalić się od wspomnień. Wspomnienia ją zabijały.
- Dlaczego zawsze odchodzisz?
Zatrzymała się wpół kroku. Głos Leona przebił się przez jej zagmatwane myśli, i mogła wyczuć ukryte w nim cierpienie.
- Powiedz mi, dlaczego za każdym razem, kiedy już się pojawisz, to nagle znikasz...
Poczuła jego dłoń na swoim nadgarstku. Odwrócił ją delikatnie, tak, by stała przodem do niego. Wpatrywał się w nią z uporem, czekając na odpowiedź. Spojrzała w jego wypełnione łzami oczy i przypomniała sobie nagle, co czuła, gdy wyjeżdżała z Buenos Aires w swoją pierwszą trasę koncertową, zostawiając za sobą wszystko. Była wtedy zagubiona, bo pragnęła odnaleźć szczęście, ale nie była pewna, czy jej się to uda. Była smutna, bo Buenos Aires było jej domem. Jednym i jedynym prawdziwym domem. A później zaśpiewała na swoim pierwszym koncercie w Europie i zrozumiała, że odchodzenie jest przyjemne. Bo może i trudno zostawić za sobą ukochane osoby i miejsca, ale później... Później to łatwiejsze. I dla niej rzeczywiście odchodzenie i zostawianie za sobą ważnych osób zrobiło się po latach prostsze. Teraz opuszczała drogie sobie miejsca, nie roniąc nawet jednej łzy. Powtarzała sobie ciągle, że wszędzie można wrócić.
Ale nie wszystkie błędy można naprawić - podpowiedziało jej serce. No tak. Doskonale pamiętała, jak po którymś z kolei koncercie w Europie zatęskniła nagle za Buenos. Diego próbował ją wtedy pocieszyć, ale prawdziwym lekarstwem na jej tęsknotę stały się jej własne myśli. Buenos Aires ci przecież nie ucieknie, Violetta. Zawsze możesz tam wrócić. Dom na ciebie czeka. Myliła się. Bo może i Buenos Aires jej nie uciekło, ale dom wcale na nią nie czekał. Domem nie było samo miasto, które niezmiennie będzie znajdowało się w tym samym miejscu. Domem byli ludzie, którzy pozwalali jej być szczęśliwą. Domem byli przyjaciele, których straciła.
- Bo tak to jest z odchodzeniem. - odpowiedziała cicho, patrząc mu w oczy. - Jak już się zacznie, to trudno przestać.
Ona nie potrafiła już przestać, musiała to sobie przyznać. Tyle miejsc zwiedziła przez te cztery lata, ale nigdzie nie potrafiła zostać na dłużej. Ciągle odchodziła, odchodziła i odchodziła. Teraz też musiała odejść - kilka koncertów i znowu wyjazd. Oczywiście mogłaby zostać w Buenos, bo jest to ostatni przystanek na trasie. Ale w Buenos Aires się dusiła, za dużo cierpienia spadło na nią w jednym momencie.
Leon ujął jej dłoń i ścisnął ją mocno. Ciągle na niego patrzyła, zastanawiając się, dlaczego jej serce tak szybko bije.
- Masz zamiar znowu wyjechać? - jego głos drżał.
- Nie chcę cię ranić, Leon. Nasze drogi dawno się rozeszły i nie powinny się spotykać. - wzięła głęboki oddech i wyrwała dłoń z jego uścisku. - Wszystko się kiedyś kończy. Nasza historia skończyła się cztery lata temu, i to, że teraz się spotkaliśmy, nie znaczy, że jest to jakiś nowy początek...
Pokręcił głową, odwracając wzrok.
- Ty po prostu nie chcesz, żeby to był nowy początek. - stwierdził. - A ja nie będę cię do niczego zmuszał. Wiedz tylko jedno, Violetta: kochałem cię, kocham i będę kochać.
Zamknęła oczy, uwalniając łzy. Może i miał rację, może po prostu nie chciała żadnego nowego początku. Może samotność w pewien sposób jej odpowiadała. Ale nie potrafiła znieść jego miłości do niej. Bo świadomość, że Leon Verdas ją kocha i przez to cierpi, rozrywała jej serce raz za razem.
- Lepiej by było, gdybyś po prostu przestał.
- Co przestał?
- Przestał mnie kochać.
Leon roześmiał się gorzko i przeciągnął dłonią po włosach. Później spojrzał na nią ostatni raz, i odwrócił się, a ona po chwili usłyszała jeszcze szept, który wiatr poniósł w jej kierunku:
- Przykro mi, ale to niemożliwe, Vilu.
Ludmiła na próżno próbowała sobie wmówić, że popołudnie, które spędziła z Federico, nic dla niej nie znaczyło. A w rzeczywistości poczuła się naprawdę szczęśliwa pierwszy raz od dłuższego czasu. Wiedziała, że tylko z nim może się śmiać z byle czego i po prostu cieszyć się życiem. Ale nie była pewna, czy potrafi przyjąć do swojego życia prawdziwą przyjaźń i miłość. Nie była pewna, czy jest na to gotowa.
Poza tym, bała się cierpienia. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że bez cierpienia nie ma ani miłości, ani przyjaźni. Jednym słowem - wszystko, co piękne, musi być przepełnione goryczą.
- Ferro, twój telefon dzwoni - z rozmyślań wyrwał ją głos Alejandro siedzącego przy laptopie; pracował właśnie nad nagraną już piosenką.
Ludmiła spojrzała na wyświetlacz telefonu, na którym widniało zdjęcie Federica, które zrobiła mu w uroczej kawiarence w centrum miasta, do której wybrali się poprzedniego dnia. Był śmiesznie umazany bitą śmietaną i miał rozczochrane włosy.
- Słucham? - starała się zabrzmieć tak, jakby jej serce wcale nie zabiło szybciej na myśl, że dzwoni on.
- Wiesz, minęła już prawie doba, odkąd się widzieliśmy. - zaczął Federico. - Nie uważasz, że czas na kolejne spotkanie?
Roześmiała się. Nie spodziewała się, że Federico się tak szybko odezwie. Minął dopiero dzień od ich spotkania w parku.
- Jesteś strasznie niecierpliwy. - powiedziała żartobliwym tonem.
- Po prostu chcę cię zobaczyć. - odparł. - Spotkamy się dzisiaj w parku? Tęsknię za tobą, Ferro.
Miała ochotę się roześmiać, bo w końcu nie widzieli się tylko dzień, ale zaraz spoważniała. Poczuła, że sprawy toczą się zbyt szybko. Przecież dopiero co odnowili kontakty, a ich relacje bywały kiedyś burzliwe. Tymczasem Federico tak po prostu jej mówił, że za nią tęskni. Nie była gotowa na takie wyznania. W innej sytuacji pomyślałaby, że powiedział to w żartach, ale jego głos zabrzmiał nagle tak poważnie, jakby wspominał te cztery lata, kiedy nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Jakby przypominał sobie dawne czasy.
- Dzisiaj nie mam czasu. Przykro mi, Federico.
I się rozłączyła.
Tak, była tchórzem. Ale nic nie mogła na to poradzić. Bała się, że znowu zbyt się zaangażuje. A przecież ludzie potrafią tak szybko odchodzić.
- Gotowe - odezwał się Alejandro. - Pierwsza piosenka na twojej płycie, Ferro.
Ludmiła uśmiechnęła się, gdy mężczyzna odtworzył nagranie ,,Soy mi mejor momento", już dopracowane i gotowe. Ale w głębi duszy poczuła smutek. Bo może to jednak nie był jej najlepszy moment.
- Jeśli chcesz, żebym wyszedł, to powiedz. - odezwał się Maxi po chwili ciszy. - Wiem, że wtargnąłem tak trochę bez zaproszenia, ale nie odbierasz moich telefonów. Poza tym, rozmawiałem z Leonem i... Martwię się o ciebie, Naty.
Natalia usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie wiedziała kompletnie, jak powinna się zachować. Chciała wyrzucić Maxiego za drzwi, nakrzyczeć na niego, po prostu się wyżyć, ale nie mogła. Bo przecież powiedziała mu, że nie chce miłości, że nie potrzebuje uczuć, odrzuciła go - a on nie zrezygnował. Nawet po tym, co prawdopodobnie usłyszał od Leona. I to ją przerażało.
- Powiedz coś, proszę. - wyszeptał.
- Nie chcę miłości. - powiedziała cicho, ledwo słyszalnie.
Kłamczucha.
- Nie chcesz miłości, czy nie chcesz cierpienia? - zapytał, siadając obok niej.
Podniosła gwałtownie głowę i wbiła w niego wzrok pełen smutku i błagania. Ale o co błagała?
O miłość, o miłość...
- A czy to nie to samo?
Maxi pokręcił głową. Nie wiedział, jak ma wytłumaczyć Natalii, że miłość to coś pięknego, że to najlepsze, co może spotkać człowieka. Ona wydawała się być taka zimna, taka zamknięta w sobie i swoim świecie pozbawionym wszelkich uczuć. Zupełnie inna, niż kiedyś. Nie poznawał jej.
- Naty, cierpienie jest nieodłączną częścią miłości. - starał się brzmieć łagodnie i kojąco, żeby jej nie wystraszyć. - Miłość nie może istnieć bez cierpienia. Ale przecież jest też szczęście, którym wypełnia się życie, gdy pojawia się miłość.
Naty westchnęła cicho, wpatrując się w niego. Jego słowa niby do niej docierały, ale słyszała je jakby przez mgłę. Wiedziała, że są piękne, ale nie potrafiła zrozumieć ich sensu.
- A ty chcesz cierpieć, Maxi? - zapytała.
- Chcę kochać.
- Pytam, czy chcesz cierpieć. - w jej głosie dało się usłyszeć napiętą nutę.
Maxi odwrócił wzrok.
- Nie. - odparł po chwili milczenia. - Ale życie to nie koncert życzeń.
Natalia zaśmiała się gorzko. Maxi miał rację, przynajmniej w tej kwestii - życie nie specjalizowało się w spełnianiu życzeń. Wolało raczej rzucać nam kłody pod nogi i czekać, aż się wreszcie przewrócimy na drodze do szczęścia, którego tak bardzo pragniemy.
Nie spodziewała się, że słowa kuzynki tak bardzo ją zabolą. Ale jednak. Nie mogła znieść myśli, że przestała być tą nieustraszoną Francescą, która niczego się nie boi. A może nigdy nią nie była? W końcu zawsze bała się, że ktoś może jej zabrać chłopaka, który obdarzył ją wielką miłością. Przez ten strach stała się zaborcza i straciła wszystko to, co najważniejsze. Przyjaźń i miłość. A przecież gdyby była taka nieustraszona, to jej życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Może nadal byłaby z Marco i przyjaźniłaby się z Violettą, Camilą i Naty, może nigdy nie opuściłaby Buenos Aires. Może nie utraciłaby szczęścia.
Jej rozmyślania przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosła się powoli z łóżka i odebrała.
- Słucham?
- Fran, jak dobrze, że wreszcie odebrałaś. - w słuchawce rozległ się ciepły głos jej przyjaciela z Włoch, Samuela. - Słuchaj, był u mnie w kawiarni ostatnio jakiś facet, pytał o ciebie. W każdym razie, powiedziałem mu, że jesteś w drodze do Buenos Aires. Był jakiś dziwny, strasznie się zdenerwował, jak usłyszał, że wyjechałaś z kraju.
Francesca zmarszczyła brwi. Kto mógł jej szukać?
- Na pewno pytał o mnie? - zapytała z powątpiewaniem. - Wszyscy moi znajomi z Włoch wiedzą, że wyjechałam do Buenos. Sam wiesz, w końcu to nasi wspólni znajomi.
Samuel zaśmiał się cicho.
- Fran, ten facet nie wyglądał jak jeden z naszych znajomych, uwierz mi, zauważyłbym. I tak, na pewno pytał o ciebie. Nie znam żadnej innej Francesci Cauvilii.
Francesca zamyśliła się na chwilę. Mogłaby uznać, że szuka jej ktoś z jej dawnych znajomych, może jeszcze ze Studio, ale przecież Leon, Federico, Maxi i Broduey są w Buenos i wiedzą, że ona także wróciła.
I nagle coś jej przyszło do głowy.
- Sam, jak wyglądał ten facet?
- No, miał ciemne włosy, gitarę na ramieniu... - urwał na chwilę. - O, no i strasznie kaleczył włoski. Miał taki akcent, czekaj no... Brzmiał trochę jak nasz nauczyciel geografii z podstawówki. Skąd on był? Z Meksyku, właśnie.
Na chwilę odebrało jej mowę. Och, kimże mógł być ten meksykański facet z ciemnymi włosami i gitarą na ramieniu? Doskonale wiedziała. Tylko jakoś nie mogła przyjąć tego do wiadomości. Co on robił we Włoszech? Dlaczego jej szukał? Dlaczego akurat teraz?
- Powiedziałeś mu, że wyjechałam do Buenos, tak? - jej głos drżał.
- Tak. A to źle?
Źle, Francesca? Czy to źle?
- Nie wiem, Sam. - westchnęła. - Nie wiem.
No bo czego ona tak naprawdę pragnęła? Odzyskać miłość. A miłość postanowiła najwyraźniej sama jej poszukać. Chyba powinna się więc cieszyć, prawda? Gdyby o niej zapomniał i gdyby mu ani trochę nie zależało, nie szukałby jej.
Ale bała się. Bo przecież nie była nieustraszoną Francescą.
Camila siłowała się właśnie z opornym zamkiem w drzwiach do swojego mieszkania, gdy jej telefon zaczął przenikliwie piszczeć, sygnalizując, że ktoś do niej dzwoni. Zaklęła cicho pod nosem, uderzając dłonią w drzwi. Nie miała ochoty na odbieranie telefonów w takiej chwili - była zmęczona, zdenerwowana i nie mogła dostać się do domu. Muszę wymienić ten cholerny zamek, pomyślała.
Kiedy drzwi wreszcie ustąpiły, Camila odetchnęła z ulgą i weszła zmęczonym krokiem do domu. Jej telefon znowu zadzwonił, ale nawet nie zerknęła na wyświetlacz. Zdecydowanie nie była to odpowiednia pora na rozmowy. Jedyne, czego pragnęła, to odpoczynek po tym koszmarnie długim i wykańczającym dniu.
Jej myśli cały dzień zaprzątała sprawa Natalii. Camila nie mogła wyzbyć się wrażenia, że Naty ukrywa przed całą resztą świata swoje prawdziwe uczucia. Była zamknięta w sobie i strasznie zimna, zupełnie inna niż kiedyś. Dusiła wszystko w sobie, wszystkie troski i zmartwienia. A przecież o wiele lepiej byłoby, gdyby je z siebie wyrzuciła i pozwoliła sobie pomóc. Camila już dawno zrozumiała, że samotność w niczym nie pomaga.
- Boże, kto się tak dobija?! - zawołała, gdy jej rozmyślania ponownie przerwał dzwonek telefonu.
Zerknęła kątem oka na wyświetlacz. Nieznany numer. Westchnęła i wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Słucham? - warknęła.
- Camila?
- Tak. Kto mówi? - zapytała, marszcząc brwi; głos brzmiał jakoś znajomo.
W słuchawce rozległ się śmiech.
- Tomas Heredia.
Camila zawtórowała mu śmiechem. Przypomniała sobie od razu, że jego śmiech zawsze był zaraźliwy.
- Ile to czasu minęło! - odezwała się po chwili. - Przepraszam, że tak pytam, Tomas, ale dlaczego do mnie dzwonisz?
Zawsze bardzo lubiła Tomasa i jedyne, co strasznie ją w nim denerwowało, to niezdecydowanie. Francesca, Violetta, Francesca, Violetta - ranił je obie ciągłym zmienianiem zdania. Później jednak wyjechał do Hiszpanii i przestał utrzymywać z przyjaciółmi z Argentyny kontakt. Na początku dzwonił i pisał maile, ale później słuch po nim zaginął. A więc zdziwieniem dla Camili było, że tak nagle się odezwał. I to jeszcze do niej - nigdy nie był z nią aż tak blisko jak z Fran czy Violą.
- Chciałbym cię zaprosić na mój ślub, Cami - oznajmił z dumą w głosie. - Wysłałbym ci zaproszenie, ale nie mam zielonego pojęcia, gdzie obecnie mieszkasz.
No, no, no, Heredia się żeni?
- Tomas, to wspaniała wiadomość! - zachichotała. - Ale niestety jestem w Buenos. Naprawdę z wielką przyjemnością przyszłabym na twój ślub, ale bilety lotnicze są teraz strasznie drogie, sam rozumiesz...
- Ja też jestem w Buenos, Cami! - przerwał jej. - Moja narzeczona jest Argentynką i uparła się, że ślub weźmiemy tutaj. Wczoraj przylecieliśmy z Madrytu.
Camila uśmiechnęła się. Bardzo podobała jej się perspektywa ponownego spotkania Tomasa, którego tak dawno nie widziała, i to jeszcze podczas jego ślubu. To była dla niej naprawdę wspaniała wiadomość, bo nigdy nie pragnęła niczego innego oprócz szczęścia i miłości dla swoich przyjaciół. A skoro na dodatek ślub miał się odbyć w Buenos, to musiała się na nim zjawić.
- A więc możesz się mnie spodziewać. - zapewniła go. - Hej, a mam do ciebie jeszcze jedno pytanie... Zaprosiłeś też resztę, prawda? W sensie, Fran, Naty, Vilu, Leona...?
Nagle wyobraziła sobie tą scenę. Sala pełna gości, a wśród nich wszyscy jej dawni przyjaciele. Może tym razem udałoby się im odnowić znajomość? W końcu podczas spotkania zaaranżowanego przez Leona na początku szło im całkiem dobrze. Później górę wzięły emocje i wszystko się posypało. Ale przecież nikt nie chce psuć wesela głupimi kłótniami.
- Tak, zaprosiłem wszystkich - odparł Tomas. - Ale nie jestem pewien, czy wszyscy się pojawią. Violetta była jakaś dziwna, jak do niej dzwoniłem. Powiedz, Cami, czy między wami...
Camila westchnęła ciężko. No tak, w końcu Tomas wyjechał zanim jeszcze ich przyjaźń się rozpadła. Nie miał pojęcia, że zgrana paczka z czasów młodości nie jest już razem.
- Nic nie jest już takie samo, jak kiedyś, Tomas, ale nie martw się. - powiedziała cicho. - Jestem pewna, że nie przegapią okazji bycia na twoim ślubie.
Tomas nie brzmiał już tak wesoło, gdy wyjaśniał jej ze szczegółami, gdzie i kiedy odbędzie się ślub, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Miała wielką nadzieję, że jej dawni przyjaciele pojawią się na tej uroczystości i nie zepsują jej kłótniami. W końcu nie byli już nastolatkami. Byli odpowiedzialnymi dorosłymi, którzy potrafią odłożyć prywatne sprawy na bok i cieszyć się szczęściem Tomasa i jego narzeczonej.
Przynajmniej tak jej się wydawało.
Od razu się przyznaję, że rozdział pisał się trochę dłużej, ponieważ tysiąc razy zmieniałam scenę Leonetty. Ciągle mi coś nie pasowało. Nadal uważam, że ta scena nie jest taka, jaka powinna być, dlatego naprawdę zależy mi na Waszej opinii, kochani. Jeśli tylko możecie, to napiszcie mi, co jest dobrze, a co nie.
No, a jeśli chodzi o resztę rozdziału, to tak, dobrze myślicie - szykuje się weselicho Tomaska! :D Będzie zabawa na całego, czy może jednak nasi kochani bohaterowie zaczną drzeć koty? Tego się dowiecie niebawem... *le tajemniczość*
Mam też nadzieję, że podoba Wam się niespodzianka. Chodzi oczywiście o powrót na Andresa. Ja i Xenia mamy mnóstwo pomysłów, więc szykujcie się. Jeśli ktoś jeszcze nie widział nowego rozdziału, to zapraszam <klik>.
No i tak na zakończenie chciałabym poinformować Was *le ogłoszeeeenia parafialne*, że pierwszy ,,sezon", czyli pierwsza część tego opowiadania, dobiega końca. Jeśli wejdziecie w zakładkę ,,przeszłość", to zobaczycie, że podzieliłam spis rozdziałów na sezony. Aha, postaram się niedługo zaaktualizować zakładkę ,,oni", ponieważ kilku bohaterów w niej brakuje.
To tyle, jeśli chodzi o sprawy organizacyjne. No i oczywiście dedykacja - ten rozdział dedykuję Dulce, która pisze długie komentarze, które uwielbiam czytać <3
Pamiętajcie, że kocham Was całym sercem! <3 Do następnego!
Buziaki, M. ;*
To tyle, jeśli chodzi o sprawy organizacyjne. No i oczywiście dedykacja - ten rozdział dedykuję Dulce, która pisze długie komentarze, które uwielbiam czytać <3
Pamiętajcie, że kocham Was całym sercem! <3 Do następnego!
Buziaki, M. ;*
Piękny rozdzialik. <3
OdpowiedzUsuńBiedny Fede ;(
Wrócę ♥
OdpowiedzUsuńBoskieee ♥
OdpowiedzUsuńPo prostu cudowne♥
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM CZEKAM NA NEXTA♥
Cudowne <3
OdpowiedzUsuńSpotkanie Leonetty <3
Tomas się żeni :O
Czekam na next ;**
O Boże. Umarłam.
OdpowiedzUsuńZaraz wracam <3
Dawno mnie tutaj nie było xd Dziś jakoś tak weszłam... I co widzę? Nowy rozdział! ;D Przeczytałam... i nie wiem co powiedzieć (a raczej napisać, ale to szczegół xd), naprawdę nie wiem. Kocham tego bloga od początku i od samego początku jego istnienia wiele się po nim spodziewałam. Naprawdę wiele. Ale i tak z każdym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej droga Maddy XD Oczywiście pozytywnie. Przechodząc do samego rozdziału... Zacznę od końca ;))
UsuńTOMAS, TOMAS SIĘ ŻENI XD Wydarzenie na skalę międzynarodową. Cóż, skoro wszystkich zaprosił jego wesele będzie miejscem spotkania ich wszystkich. Co z tego wyniknie? Ciekawość mnie zżera xD Osobiście mam nadzieję, że się przełamią i choć spróbują odbudować dawne relacje. (Że nie wspomnę o tym, że wszyscy MUSZĄ tam być, nie ma innej opcji.) Choć jakaś -przynajmniej jedna, mała - kłótnia i tak pewnie będzie. Nie wiem sama zresztą. Będzie? XD Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Fragment Camili, oprócz poinformowania nas o ożenku Tomasza, właściwie nic nam nie mówi. Natomiast ich rozmowa telefoniczna była świetna ;))
Prawie tak samo jak ta Ludmiły i Fede. Złe było tylko jej zakończenie. Stęskniony Federico <3 Niech walczy! ;> Teraz Ludmiła musi pokonać swój strach przed zaangażowaniem się i dać mu szansę, bo ten chłopak na niá zasługuje. Inaczej nie znajdzie się w "swoim najlepszym momencie" jak głosi piosenka z jej płyty XD
Francesca. Jejku, Marco jej szuka! <3 Suodziak ;3 Już raz przez zazdrość i zaborczość go straciła. Mam nadzieję, że nie popełni drugi raz tego samego błędu, bo ją znajdę xD Skoro dostała drugą szansę na szczęście od życia to nie skorzystanie z niej byłoby grzechem ;)) Jak zwykle Marco kaleczy włoski <3 Tak, to musiał być on. Teraz Francesca jak i reszta jej przyjaciół z dawnej paczki tak naprawdę mimo wszystko jest bliższa odzyskania swojego szczęścia niż kiedykolwiek. Niech zacznie działać.
Natalka... Boi się cierpieć przez miłość, nie chce tego. I Maxi... To chyba jedno z niewielu jeśli nie jedyne opowiadanie, w którym nie tylko go toleruję, ale wręcz lubię ;)) Tutaj jest taki troskliwy i kochany. Cierpliwy. Jest przy Natalce i próbuje przekonać ją, że miłość nie jesy niczym złym, choć rzeczywiście czasem niesie ze sobą także cierpienie. Ale to nieuniknione. Ale miłość może wnieść w jej życie rôwnież szczęście. Co stoi na przeszkodzie? Strach. Znów strach. Uczucie, które w tej historii jest wszechobecne i towarzyszy pod różnymi postaciami tak naprawdę każdej z postaci.
Tak, oto dochodzę do fragmentu tego rozdziału, który - nie będę tego ukrywać XD - najbardziej mi się podobał. Matko, taki cudowny był xD Chyba wiesz o czym mówię (piszę xd), prawda? Spotkanie Leonetty, of kors <3 XD
Wszystko tak cudownie i dokładnie opisane. Wszystko, całą scenę widziałam przed sobą + akurat słuchałam smutnej, aczkolwiek wyjątkowo pięknej i nastrojowej piosenki... aż łezka się w oku zakręciła xD Ale serio, ta scena była idealna. Nic dodać, nic ująć. A kiedy Leon spytał "Dlaczego zawsze odchodzisz?" ..... to mnie całkowicie rozwaliło <3 Najpiękniejsza scena ever ;3 Myślałam, że umarłam. Ale nie... On potem jej powiedział, że niemożliwe jest żeby przestał ją kochać. Zawał na miejscu XD Brakuje mi TAKIEJ Leonetty w serialu. Leon, ludzie świata, taki kochany <3 I odchodzi. Tak mi się jakoś przykro zrobiło ;(
I ostatnia sprawa.... dedykacja - dla mnie? O.o (Pewnie nie, a ja sobie roszczę jakieś prawa XD Trudno, powmawiam sobie, ze to dla mnie xD) Boże, umarłam trzeci raz <3 No wiesz, doprowadziłaś mnie trzy razy do zgonu podczas jednego rozdziału! XD
Ludzie, taki talent ;D >>tak, to było o Tobie xd<< Idę się schować :(
Weny, weny i jeszcze raz weny, zdolniacho <3
Czekam niecierpliwie na kolejny.
Pozdrawiam <3
Cudowne*.*
OdpowiedzUsuńNa początku strasznie Cię przepraszam za tego ostatniego komentarza, ale tym postaram się wszystko poprawić. Obiecuję!
OdpowiedzUsuńWięc co dziś daje nam najlepsza blogerka na świecie?
Łatwo jest odejść, zgadzam się z Tobą znakomicie. Łatwo jest zboczyć na zupełnie inną ścieżkę, łatwo zwyczajnie się odwrócić nie patrząc co zostawiamy za sobą i czy tym kogoś ranimy czy też nie. Tylko, że zawsze po tym wracamy, a wtedy nie potrafimy zmierzyć się ze wspomnieniami, ciepłymi chwilami. Zaczynamy tęsknić za tym co było, nieustannie szukamy sposobu, by się od tego uwolnić. Ale się nie da.
Miłość również nie odchodzi, zawsze w nas zostaje, w naszym sercu. A jedno proste kocham Cię, które Leon wypowiedział do Violetty skruszyło ją do głębi. Tak to jest, gdy uciekamy od swojej przeszłości.
Podobną sytuację mamy też u Ludmiły. Uważa, że wszystko toczy się za szybko, ale przecież taka jest miłość. Zawsze przychodzi niespodziewanie i szybko się rozwija. Próbuje ją zatrzymać, ale nie uda jej się. Bo miłość nieustanie przejmuje nad nami kontrole, tak jak tęsknota. My musimy tylko pozwolić jej się prowadzić.
Nikt nie lubi cierpieć. Człowiek nie umie sobie z tym poradzić, nie umie sam zwalczać bólu. Potrzebuje osoby, która mogłaby jej w tym pomóc, wesprzeć ją, odgonić smutek i krzywdę. Tylko są osoby, takie jak Naty, które uważają, że sami umieją zwalczyć ból. Dopiero później zdają sobie sprawę jaki błąd popełniły.
Miłość nas szuka, poszukuje. Zagląda do naszej przeszłości, zakrada się w zakamarki snu. Osoby zakochane też siebie poszukują. Nic dziwnego, że Marco wybrał się aż do Włoch, by zobaczyć Fran. I mimo, że jej tam nie spotkał, odnajdzie ją gdzie indziej. Bo miłość zawsze do nas wraca.
Ostatnią perspektywą strasznie mnie zaskoczyłaś. Tomas się żeni? I z kim? Czy jest to jakaś znana postać, czy kompletnie nowa? I czy kłopoty dawnych przyjaciół, nie zniszczą tej uroczystości?
Kolejnym rozdziałem udowodniłaś, że masz niezmiernie dużo talentu. W każdym słowie udowadniasz, że drzemie w Tobie pasja. W każdym zdaniu znajduję się iskierka Twojej magi. I za to Cię tak ubóstwiam.
Ciebie i wszystko co napiszesz ♥
Zacznę od pytania, które nie daje mi skupić się na reszcie rozdziału?
OdpowiedzUsuńZ kim on się ożeni?!
Nie sądziłam, że taką osobę, jak Tomasa, może czekać ślub, jak widać może, a to tylko dlatego, że ktoś tak wspaniały jak ty, Maddy, miał tak świetny pomysł.
Jestem bardzo ciekawa tego ślubu, wesela i wszystkiego, co się stanie podczas uroczystości.
Natalka i Maxi to od zawsze bez dwóch zdań moja ulubiona para. W tym opowiadaniu Natalia jest inna. Nie jest niezdarna, nieśmiała i niepewna siebie. A przynajmniej nie pozwala nikomu odszyfrować, że tak naprawdę niewiele się zmieniła. Boli ją to, że nie potrafi tak po prostu powiedzieć, że kocha Maxi'ego. Boi się miłości. Bardzo się cieszę, że Maxi o nią walczy i że żadna osoba z zewnątrz nie stoi im na przeszkodzie do szczęścia. Tylko oni sami.
Violetta i Leon... Czasami ich kocham, czasami nienawidzę. Spróbuję jednym zdaniem: Kiedy Leon zapytał, dlaczego zawsze odchodzi, zaparło mi dech.
Ich scena była tak piękna i przepełniona tyloma uczuciami... Chyba właśnie to czyni ich tak wyjątkowymi. No cóż, nie potrafię jednym zdaniem.
Druga ulubiona scena (albo pierwsza, tak obie są na pierwszym miejscu) to oczywiście Federico i Ludmiła. Cóż, kolejna obawia się swoich uczuć. Zaskakujące, jak bardzo Natalia i Ludmiła są do siebie podobne, może właśnie dlatego były przyjaciółkami?
Federico... nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam go sobie jako księcia w lśniącej zbroi na białym koniu. Idealnie pasuje do tej roli, prawda? "Tęsknie za tobą..." - Ferro, co z tobą jest nie tak?! Ja po takim tekście byłabym już dawno w siódmym niebie i planowała ślub.
A propos ślubów... Może najpierw Camila. Kobieta, która nie potrzebuje do szczęścia nikogo, niezależna. Bardzo lubię tą postać. Telefon od Tomasa... Wyobraź sobie moją reakcję. I to pytanie: Kto był na tyle głupi żeby przyjąć oświadczyny Tomasa?! Z kim on się żeni?!
I na tym kończymy wybuch. Mam nadzieję, że szybko się tego dowiemy :)
No i Francesca na deser. Promyczek. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się losy jej i Marco. To niezwykłe, że nie zapomniał, szuka jej, a ich miłość na pewno przetrwa jeszcze wiele. Bo musi, marcesca forever, prawda?
Na zakończenie tego komentarza (wybacz, że nie jest dłuższy, przechodzę swego rodzaju reinkarnację po roku szkolnym), Madzia, kolejny raz zachwycasz swoim niepowtarzalnym talentem i umiejętnościami, doborem słów, uczuć, historią, którą namalowałaś. Czytanie twoich dzieł jest wręcz magiczne. Mam nadzieję, że nigdzie się nie wybierasz i jeszcze długo tu z nami zostaniesz.
Życzę ci mnóstwo, mnóstwo weny.
I niech moc będzie z tobą ;)
xx
Wrócę tu jutro <3
OdpowiedzUsuńTOMASZ, TOMASZ SIĘ ŻENI, TOOOMASZ, TOOMASZ SIĘ ŻENI!
UsuńZaskoczyłaś mnie na maksa, Maddy :D I teraz jestem tak strasznie ciekawa, co za ,,szczęściara" przyjęła oświadczyny Tomasza. Musisz szybko dodać rozdział, bo umrę z ciekawości.
A scena Leonetty... Wszystko jest idealnie, kochana. Dosłownie się rozpływałam, kiedy ją czytałam.
Francesca... To wspaniałe, że Marco jej szuka i o niej nie zapomniał. No i Naxi... Są tacy słodcy <3
Pamiętaj, że jesteś moją ulubioną, najulubieńszą blogerką i na zawsze tak pozostanie. Kocham Cię. :*
Bardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńWłaściwie, to co ja Ci mogę napisać. Wszystko zostało już napisane, włącznie z przebojowym kawałkiem, a ja mogę się tylko pod tymi słowami podpisać.
Nie wiem, czego obawiałaś się, pisząc Leonettę. Wyszła Ci bardzo dobrze. Aż sobie to wszystko wyobraziłam. Naprawdę! Wszyściuteńko. Od głosów zaczynając na łzach Violetty i scenerii kończąc.
"- Wiesz, minęła już prawie doba, odkąd się widzieliśmy. - zaczął Federico. - Nie uważasz, że czas na kolejne spotkanie?" - Zazdroszczę Lu. . ;( Nie każdy chłopak robi pierwszy krok, nie każdy pali się na spotkanie i podryguje w górę jak... Nie. To skojarzenie jest głupie.
Piękna scena z Naxi ♥ Zawsze podziwiałam Cię i uwielbiałam za treść, którą nam przekazujesz. Za tą lekkość w pisaniu i opisywaniu uczuć, w ogóle, wszystkiego. Tak jak było już pisane: Idealnie dobierasz słowa i ciągle zaskakujesz w sensie pozytywnym.
*Teraz patrzy, czy napisała coś, czego nie było*
Wszyscy czekamy na next i na ujawnienie narzeczonej Thomasa.