niedziela, 1 czerwca 2014

Chapter 6 - ,,No one said this would ever be easy, my love..."



,,No one said this would ever be easy, my love..."
- Olivia Holt - ,,Carry on"

       Jak on może mnie kochać?
     To jedno pytanie nie chciało opuścić myśli Violetty. Próbowała zająć się czymś innym - tańczyła, śpiewała i spełniała wszystkie polecenia ludzi, którzy zajmowali się organizacją jej koncertów. Była zgodna jak nigdy dotąd, a wszystko po to, by choć na chwilę zapomnieć o Leonie i o tym, co powiedziała jej Ludmiła. Przystała nawet na propozycję zaśpiewania jednej z piosenek na huśtawce, która miała zawisnąć wysoko nad głowami publiczności, mimo swojego lęku wysokości.
     Jak może kochać kogoś takiego jak ja?
     Nie potrafiła tego zrozumieć. Raniła, ciągle, bez ustanku, i do tego osoby, które najmniej na to zasługiwały. Może i nigdy nie chciała niczyjego cierpienia, ale to nie zmieniało  faktu, że po prostu łamała wszystkim serca. A on ją kochał. Za co? Dlaczego? O ile cała ta sytuacja była prostsza, gdyby Leon Verdas wyleczył się z miłości do niej i zapomniał o wszystkim, co było kiedyś.
     Nic nie byłoby prostsze, bo chcesz, żeby cię kochał.
     Zamarła, słysząc swoje własne myśli. Tak naprawdę dawno nie myślała o tym, co kiedyś łączyło ją z Verdasem. Ich związek skończył się nagle, kiedy Violetta dostała propozycję odbycia trasy koncertowej po Europie. Było to dosłownie kilka dni po pamiętnej kłótni i Violetta wiedziała, że musi uciec. Później została międzynarodową gwiazdą i już nie wróciła. A uczucie do Leona, które kiedyś jaśniało płomieniem tak dużym, że aż raził po oczach, wygasło. To znaczy, tak wtedy sobie myślała. Miała Diego i sławę, miała wszystko
     Kochasz Verdasa, Violetta. Ironia losu?
     Pokręciła głową. Wcale go nie kochała. Nawet jej na nim ani trochę nie zależało. Może kiedyś był dla niej ważny. Był jej pierwszą miłością. To z nim przeżyła swój pierwszy pocałunek, on jej pokazał, co to znaczy kochać drugiego człowieka i żyć tylko po to, by oglądać jego szczęście. Ale ta historia się skończyła. 
- Violetta?
     Uniosła głowę i ujrzała Diego. Już chciała mu powiedzieć, chyba tysięczny raz tego dnia, że chce zostać sama, ale on nie dał jej dojść do słowa.
- Twój tata tu jest. - w jego głosie słychać było smutną nutę.
- Och... - jego słowa naprawdę ją zaskoczyły.
     Nie widziała swojego taty od... Ponad czterech miesięcy. Jeszcze kiedy chodziła do Studio ich relacje nie były zbyt dobre, a gdy wyjechała w swoją pierwszą trasę, prawie całkowicie zerwali kontakt. Violetta czasami płakała po utraconej więzi, w nocy, tak by nikt nie widział, ale zdążyła już przyzwyczaić się do tego, że ma wokół siebie wielu ludzi, a tylko kilka z nich tak naprawdę przejmuje się jej losem. 
     Diego uśmiechnął się lekko i podszedł do niej. Złapał ją za rękę i uścisnął ją delikatnie, dodając jej otuchy. 
- Jeśli chcesz, to powiem mu, że na razie potrzebujesz samotności, na pewno zrozumie. - powiedział łagodnym głosem.
     Violetta pokręciła głową. Była ciekawa powodu wizyty ojca. Ostatnie spotkanie to ona zainicjowała, a i tak tylko sztywno porozmawiali o głupotach, by później nie zamienić ze sobą choćby słowa przez prawie pół roku. 
- Możesz mu powiedzieć, żeby tu przyszedł. - oświadczyła pewnym głosem; Diego uśmiechnął się jeszcze raz i ruszył kierunku drzwi. - Diego...
     Odwrócił się do niej i posłał jej kolejny ciepły uśmiech.
- Hm?
- Kocham cię. - głos jej zadrżał, ale nie przejęła się tym.
- Ja ciebie też. - odparł, po czym wyszedł z pomieszczenia.
     A ona została sama, zastanawiając się, kiedy nauczyła się tak dobrze kłamać.
     Bo przecież wcale go nie kochała.

     Żeby zapomnieć o spotkaniu z Castillo, zajęła się tym, w czym była najlepsza - śpiewaniem. Szło jej naprawdę dobrze, nawet w międzyczasie udało jej się napisać refren kolejnej piosenki. Szef wytwórni był zadowolony, bo im więcej utworów na płycie, tym lepiej, dlatego Ludmiła poczuła się usatysfakcjonowana. Na dodatek wszystkim bardzo spodobało się ,,Soy mi mejor momento". Ten dzień był pasmem sukcesów.
      A później wróciła do domu, uświadomiła sobie, że jest samotna, i poczuła wyrzuty sumienia z powodu tego, co powiedziała Violetcie. Może wcale nie powinna się wtrącać w to, co dzieje się między Leonem a Violettą. To ich sprawa i muszą sami ją rozwiązać, choćby było to dla nich niesamowicie bolesne. A w czym niby miało im pomóc wtrącanie się Ludmiły? Teraz pewnie Viola zadręczała się pytaniami, na które nie było odpowiedzi, nie mając odwagi, by spotkać się z Leonem. Możliwe, że Ludmiła tylko bardziej wszystko skomplikowała. Ale przecież ciebie nie powinno to obchodzić, bo nienawidzisz tej idealnej Castillo - odezwał się wredny głosik w jej głowie. No tak. Nienawidziła jej. Bo przecież Violetta udawała niewinną, a raniła wszystkich dookoła. 
     Nagle przypomniała sobie samą siebie sprzed kilku lat. Rozpaczliwa potrzeba bycia w centrum uwagi, obsesja na punkcie zdania innych i arogancja odrzucająca wszystkich dookoła - to właśnie była dawna Ludmiła. Ona także raniła, bez żadnych skrupułów. Dlaczego więc tak bardzo nienawidziła Violetty, skoro sama zadała wielu osobom ciosy, które na zawsze pozostawiły po sobie ślad w ich sercach? Bo ty przynajmniej nie nosiłaś maski - podpowiedział jej umysł. Ale czy Violetta nosiła maskę? Może naprawdę była tak niewinna, na jaką wyglądała, i właśnie to było skutkiem tych wszystkich cierpień?
- Nie możesz tyle myśleć, Ludmiła. - skarciła samą siebie.
- Zaczynasz gadać do siebie? - rozległ się głos.
     Ludmiła zerwała się na równe nogi.
- Verdas, idioto! - zawołała. - Chcesz, żebym dostała zawału?
     Leon tylko się uśmiechnął i usiadł obok niej na kanapie, nie czekając na zaproszenie. Ludmiła przyjrzała mu się, marszcząc brwi. Wyglądał na bardzo smutnego. Jego oczy były przygaszone, ramiona zwieszone, uśmiech taki wymuszony... 
- Pomyślałem, że może ty mnie wysłuchasz. - odezwal się po chwili milczenia.
     Pokiwała głową, uśmiechając się do niego. Nie chciała pamiętać o wszystkim, co się kiedyś między nimi wydarzyło. Było źle, to prawda. Ale to było tak dawno, a teraz on był smutny i chyba potrzebował przyjaciółki, która zostanie przy nim mimo wszystko. A Ludmiła bardzo chciała nią być.
- Mów, o co chodzi. - poprosiła go łagodnie.
     Westchnął i zaczął mówić. Opowiedział jej o tym, że Violetta śni mu się każdej nocy i po prostu nie umie o niej zapomnieć; o tym, że Lara przestała być dla niego oparciem, bo jest zbyt zazdrosna o jego miłość do Violetty, której on nie ma siły się już wypierać; o tym, że nie ma pojęcia, co powinien zrobić. Jednym słowem, wyjawił jej wszystkie swoje troski. A ona poczuła się taka potrzebna i doceniana, że aż stanęły jej łzy w oczach. Bo Leon jej się zwierzył, uznając ja za dobrą powierniczkę sekretów.
     I nagle przypomniała sobie o czymś, co chyba powinna powiedzieć Leonowi. Przecież wyznała Violetcie, że Verdas nadal ją kocha.
- Spotkałam dzisiaj Violettę. 
     Leon spojrzał na nią, wybałuszając oczy. Ludmiła przygryzła wargę, przygotowując się na wybuch gniewu czy coś w tym stylu, ale on tylko się na nią gapił.
- Co? - zapytał w końcu.
- Rano, w drodze do studia nagraniowego. Natknęłam się na nią na ulicy, całkiem przypadkowo. - wyjaśniła, nerwowo bawiąc się kosmykiem swoich blond włosów. - Była  chyba zdziwiona moim widokiem. W każdym razie, trochę mnie zdenerwowała, nie do końca wiem czym, i powiedziałam jej, że jest ślepa, bo ty nadal ją kochasz.
     Leon poderwał się z kanapy i zaczął chodzić po pokoju w tą i z powrotem.
- Co ona na to? 
     Ludmiła spuściła głowę, odrobinę zawstydzona.
- No nie wiem. Tak jakby sobie poszłam. - zaśmiała się nerwowo.
     Leon zatrzymał się nagle i wbił w nią morderczy wzrok. Miała wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Dopiero, gdy powiedziała to wszystko na głos, zrozumiała, jak głupio i niedojrzale się zachowała w stosunku do Violetty. Zamiast zrobić coś, co zrobiłaby ta nowa, dorosła i spokojna Ludmiła, ona zamieniła się w tą dawną, która gadała, co jej ślina na język przyniesie.
- Wytłumacz mi, dlaczego to zrobiłaś, Ludmiła. - wycedził przez zęby. - Jeśli już nie miałaś ochoty z nią rozmawiać, to nie mogłaś po prostu jej olać?
     W jego głosie pobrzmiewała nie tylko wściekłość, ale także desperacja i rozpacz. A ona wcale nie chciała doprowadzać go do takiego stanu, chciała tylko pomóc. Jak zwykle, Ferro wszystko psuje.
- Przepraszam, Leon. - wyszeptała. - Nie chciałam nikogo zranić. Szczerze, to miałam nadzieję, że w jakiś sposób pomagam waszej miłości. 
     To była prawda. Nie pragnęła wcale zranić Violetty (no dobra, może i tak, ale nie takie były jej intencje, gdy mówiła jej o uczuciach Leona). Po prostu od dawna wiedziała, jaki jest podstawowy problem między Leonem a Violą - ciągle się mijali. Miała cichą nadzieję, że pomaga im się spotkać. No, i też trochę chciała dopiec Castillo.
- Nie ma żadnej naszej miłości. Jest tylko moja miłość, której w ogóle nie powinno być. To wszystko jest jakieś chore, niesprawiedliwe. - przeciągnął dłonią po włosach. - Dlaczego nie mogę kochać Lary? Z nią wszystko byłoby prostsze, bo ona jest we mnie zakochana, do jasnej cholery!
     Ludmiła położyła mu dłoń na ramieniu, mając nadzieję, że to go jakoś uspokoi. 
- Uwierz mi, wasza miłość istnieje, i chyba nie ma takiej siły, która mogłaby ją zabić. - powiedziała cicho. 
     Leon najwyraźniej nie miał siły się już z nią kłócić, bo tylko wymamrotał coś pod nosem (miała wielką nadzieję, że było to ,,dziękuję za pomoc, Lu") i wyszedł, nawet na nią nie patrząc. 

     Promienie słońca przyjemnie ogrzewały jej odkryte ramiona, delikatny wiatr rozwiewał jej czarne włosy, a cały świat wydawał się być pogrążony w dziwnej melancholii. Jakby na chwilę się zatrzymał, by odetchnąć. Francesca też miała wielką ochotę zrobić coś takiego - wcisnąć pauzę i zasnąć na długo, by obudzić się dopiero, gdy wszystkie problemy znikną. 
     A miała ich aż za dużo - przez to, co powiedziała Elenie cała rodzina patrzyła na nią jak na intruza, coraz częściej powracała myślami do Marco, swoich dawnych przyjaciół i szczęścia, które kiedyś ogarniało całe jej życie, nie pozwalając się smucić. Czuła wielki żal, ale tym razem do samej siebie. Nie miała już siły obwiniać nikogo innego. Wreszcie zorientowała się, że to bez sensu, bo wina leży tylko i wyłącznie po jej stronie. Zepsuła coś pięknego i proszę bardzo, teraz za to płaciła. 
- Algo suena en mi, algo suena en vos, oo, es tan distinto y fantastico! - nagle usłyszała głos; wiele głosów. 
     Dosłownie wyczuwała tą niemal cielesną miłość do muzyki. Odchyliła głowę i zmrużyła oczy, nie tylko przez słońce - poczuła wzbierające w nich łzy na widok budynku Studio i tańczących przed nim nastolatków. Śpiewają ,,Algo suena en mi"... - pomyślała, zakrywając usta dłonią, powstrzymując szloch - Naszą piosenkę
     Łzy popłynęły po jej policzkach, ale ona nawet ich nie otarła. Była zbyt zaabsorbowana widokiem tych wszystkich nastolatków spełniających swe marzenia, kochających muzykę. 
- Francesca? - gdy usłyszała swoje imię, odwróciła się gwałtownie. 
     Przed nią stał Pablo we własnej osobie. Od razu go poznała, mimo że odrobinę się zestarzał. Miał jednak nadal ten szeroki uśmiech i biła od niego pozytywna energia, jak zawsze.
- Pablo, jak miło cię widzieć. - uśmiechnęła się, ocierając łzy. 
- Domyślam się, że rozpoznałaś piosenkę. - wskazał ruchem głowy na rozśpiewanych nastolatków.
     Zaśmiała się mimo parszywego humoru.
- Tak, jak mogłabym nie rozpoznać.  - odparła. - Nie spodziewałam się, że nasze piosenki przetrwają tutaj tyle lat.
     Pablo spojrzał z dumą na budynek Studio, mrużąc oczy pod wpływem słońca. 
- Przecież wiesz, że w Studio żadna piosenka nie zostaje zapomniana. - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który kiedyś tyle razy motywował ją do dalszej pracy nad swoim talentem. - Szczególnie taka, która pozwala na wydobycie z uczniów całej pozytywnej energii.
     Francesca odwzajemniła jego uśmiech, czując narastającą w sercu dumę. Ta piosenka powstała tak dawno. Wyszła spod pióra spragnionych przygód i muzyki przyjaciół, którzy chcieli pokazać całemu światu, jak bardzo są oddani swej pasji. I, mimo obecnej sytuacji, udało się - piosenka pomogła im w drodze przez muzyczną przygodę i przetrwała, by dawać radość kolejnemu pokoleniu.
- Czuję tą energię. - stwierdziła Francesca. - Taka sama jak zawsze. Nic się tutaj nie zmieniło.
     Pablo pokiwał głową z uśmiechem na ustach. 
- I mam nadzieję, że nic się nie zmieni. - rzucił okiem na zbierających się w budynku Studio uczniów i westchnął. - No dobrze, mam za chwilę zajęcia. Naprawdę miło było cię znów zobaczyć, Francesco. Pamiętaj, że jesteś w Studio mile widziana. Wpadaj kiedy chcesz, w końcu to twój dom!
     Pomachała mu, uśmiechając się szeroko. Spotkanie z Pablo dało jej nadzieję na to, że dzięki muzyce uda jej się wreszcie być szczęśliwą. W Studio nic się nie zmieniło, a ona... A ona była teraz zupełnie inna. To chyba dobrze, no nie? - zapytała samą siebie. Ale dobrze znała odpowiedź. 

     Usiadł na ławce i zapatrzył się na park skąpany w promieniach zachodzącego słońca. Wszystko wyglądąło tak spokojnie, co było dość dziwne jak na wiecznie zabiegane Buenos Aires. Tego sobotniego wieczoru jednak świat jakby się wyciszył, a szczególnie w tym odciętym od reszty świata parku. Federico potrzebował ciszy, dlatego właśnie kolejny raz wrócił w to miejsce. No, może i był jeszcze inny powód. W tym parku najprościej było mu przywołać wspomnienia. W akompaniamencie głosów dochodzących ze Studio, teraz odrobinę cichszych niż zwykle, ale jednak słyszalnych, mógł zobaczyć ze wszystkimi szczegółami, jakie kiedyś było jego życie. Kolorowe i pełne miłości, muzyki oraz pasji. Teraz było tylko puste.
     Doskonale zdawał sobie sprawę, że źle robi, ciągle żyjąc wspomnieniami. Powinien raczej wreszcie wziąć się w garść i coś zrobić, zacząć jakoś dążyć do tego upragnionego szczęścia. Ale nie potrafił. Nie miał siły. I chęci.
     Przymknął na chwilę powieki, pozwalając myślom zawędrować do tych najpiękniejszcyh wspomnień. Budynek Studio, roześmiani przyjaciele, gitara w jego ręku i muzyka rozświetlająca wszystko dookoła.
- Soy mi mejor momento, y donde quiera yo voy... - cichy głos przerwał jego rozmyślania.
     Uniósł głowę i ujrzał ją, przechodzącą obok niego powolnym krokiem. Delikatny wiatr rozwiewał jej blond włosy. Patrzyła na budynek Studio widoczny między drzewami i podśpiewywała pod nosem piosenkę, której nigdy wcześniej nie słyszał. W pierwszym odruchu chciał zajść jej drogę i rzucić jakiś złośliwy komentarz, żeby się zdenerwowała - kiedyś uwielbiał ją denerwować, bo była taka urocza, gdy się niecierpliwiła. Ale nie podszedł do niej. Tylko patrzył, jak oddala się coraz bardziej. 
     Jesteś kretynem, Federico. To nie jest bajka, tylko prawdziwe życie - drugiej okazji możesz nie mieć.
- Ludmiła! - zerwał się z miejsca. - Ludmiła, poczekaj!

     Camila szybkim krokiem wyszła z restauracji w centrum Buenos Aires, gdzie pracowała od kilku miesięcy. Chciała wreszcie być w domu, bo miała serdecznie dość wszystkich ludzi. Klienci byli tego dnia wyjątkowo marudni, tak samo jej szef. Zazwyczaj była zbyt impulsywna i mówiła, co jej ślina na język przyniesie, no i bez tego się nie obyło - opisała dość brzydkimi słowami zachowanie pewnej starszej pani, która bez przerwy mamrotała pod nosem jaka ta obsługa zła i niemiła, chociaż Camila i jej koleżanki naprawdę się starały. I wytrąciła jakiemuś chłopcu lizaka z ręki, niby niechcący, ale później nie schyliła się, by go podnieść, nie przeprosiła ani nie zaproponowała, że kupi mu nowego, tylko pokazała mu język i odeszła. Niczym pięcioletnie dziecko. Ale to wszystko było wina tych ludzi. No bo jak miała normalnie funkcjonować, kiedy każdy miał do niej pretesje o jakieś nieistotne błahostki?
     Nagle zatęskniła za bezsensowną paplaniną Brodueya, która zapełniała każdy jej wieczór. Czasami lubiła słuchać o tym, jaki to wspaniały dzień przeżył chłopak, nawet jeśli w większości wypadków doprowadzało ją to do białej gorączki. Przynajmniej miała kogo słuchać. A odkąd z nim zerwała czuła się tak samotna jak nigdy dotąd. Oglądała jakieś tkliwe seriale i płakała, zastanawiając się, kiedy wreszcie odnajdzie swoją miłość. 
     Nagle została brutalnie wyrwana ze świata marzeń. Zderzyła się z kimś i zdążyła tylko wydać z siebie cichy okrzyk, zanim upadła na chodnik. Potrząsnęła głową i podniosła się, wyciągając dłoń, by pomóc dziewczynie, która także wylądowała na ziemi. 
- Przepraszam, zamyśliłam się. - wymamrotała, gdy tamta się podnosiła.
- Nic się nie stało, ja też nie patrzyłam, gdzie idę. - odparła dziewczyna.
     Camila gwałtownie puściła jej rękę i cofnęła się o kilka kroków. Stała przed nią Natalia. 
- Naty? 
- No, Naty. - odpowiedziała Hiszpanka. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
- Po prostu jestem zdziwiona. - zaśmiała się nerwowo. - Buenos Aires to wielkie miasto. Nie spodziewałam się, że na ciebie wpadnę.
     Naty uśmiechnęła się delikatnie i przytaknęła. Camila przyjrzała jej się dokładnie. Nie widziała jej od tamtego pamiętnego spotkania, które zorganizował Leon. Hiszpanka wyglądała tak samo, jak wtedy, ale w jej oczach czaiła się niepewność i smutek. I chociaż stojąca przed nią dziewczyna prawie w ogóle nie przypominała tamtej starej, dobrej Naty, to Camila domyśliła się, że coś się musiało stać.
- Czemu jesteś smutna? - zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
     Naty popatrzyła na nią wielkimi, przestraszonymi oczami. Zaraz jednak zaśmiała się lekceważąco i blade wspomnienie dawnej Naty znikło.
- Nie jestem smutna. Skąd ci to przyszło do głowy? - Cami słyszała w jej głosie złośliwość. - Niech zgadnę: wyczytałaś to z moich oczu? Oklepany tekst. Wszyscy tak mówią, ale ja myślę, że wyczytywanie emocji z oczu wymyślił ktoś mocno odurzony środkami halucogennymi. 
     Camila otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć. Próbowała tylko jakoś pomóc Naty, a ona ją wyśmiała. Kim była ta dziewczyna tak inna od tamtej Natalii?
- Przepraszam, jeśli cię uraziłam, słonko. - dziewczyna uśmiechnęła się słodko do Camili. - Po prostu stwierdzam fakty. No dobrze, lecę. Miło było cię spotkać!
     I odeszła. Tak po prostu. Ale Camila patrzyła za nią jeszcze chwilę, póki jej loczki nie znikły za zakrętem. I widziała doskonale, jak po chwili zwiesza ramiona i jakby zapada się w sobie, zrzucając maskę i uwalniając smutek.

Miałam zamiar dodać rozdział jutro, ale stwierdziłam, że już i tak długo czekacie <3
Wydaje mi się, że w tym rozdziale jest coś nie tak. Nie sądzicie? 
No, w każdym razie, kocham Was i obiecuję kolejny rozdział dodać najpóźniej za tydzień. :*
Buziaki, . ;*

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jestem już i czyżbym była pierwsza? ♥
      No to co dziś mamy?
      Czy mówiłam Ci już, że miłość jest dziwna? Nie pamiętam dokładnie, ale jeśli nie, to teraz Ci mówię*-*
      Miłość daje nam dwa sprzeczne, że sobą uczucia - szczęście i cierpienie. Ale przez to miłość jest harmoniczna, panuje w niej równowaga, której tak bardzo pragną ludzie.
      Ewidentnie Violetta się oszukuje, oszukuje wszystkich, którzy przebywają w jej towarzystwie. A czemu? Bo jest zagubiona, potrzebuje wsparcia, a Diego nie jest właściwą osobą, by jej to dać. Potrzebuje kogoś innego i obie wiemy o kim myślę <3
      Z drugiej strony z Leonem jest podobnie, bo kłamie. Nie umie, albo nie chce wyznać Larze prawdę, która by go uwolniła. Nie chce jej smutku, jej cierpienia. Za to siebie samego karze.
      Tęsknimy za wieloma rzeczami. Za Słońcem gdy pada deszcz. Za ciepłem, gdy owiewa nas zima. Za miłością, gdy jesteśmy sami.
      Francesca tęskni za tym co było. Za wspomnieniami niosącymi radość i szczęście. A wspomnienia nigdy nie umierają, jak piosenki. One są w nas zawsze, w naszym wnętrzu, byśmy mogli każdego dnia do nich wracać.
      Nie zawsze dostaniemy drugą szansę,rzadko kiedy uda się nam ją zyskać. Ale gdy już trafia ona w nasze ręce trzeba ją złapać i nie puszczać, aż nie wykorzystamy jej w pełni. I Federico bardzo dobrze zrobił.
      Ludzie się zmieniają pod wpływem osób, wspomnień. Nie do końca umiemy to zatrzymać w porę. I tak stało się z Naty. Czas ją zmienił. Camilę to zwyczajnie przeraża. Najbardziej przerażają nas właśnie skutki zmian.
      Rozdział jednym słowem - perfekcyjny. Wszystko jest uporządkowane, idealne, a każde słowo błyszczy Twoim wspaniałym blaskiem. Bo tylko ty jesteś taką zdolną perełką ♥

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Oooo. Zapomniałam się zalogować. xD
      Mój komentarz masz tam (na dole). :)

      Usuń
  3. <3
    Zacznijmy od początku.
    Violetta, no dlaczego ona nie pójdzie do Leona?! Niech się wreszcie spotkają, bo nie wytrzymam!!
    Leonetta <3 Tak na nią czekam? Czy to wszystko musibyć takie skomplikowane?
    Ludmiła., Dobrze, że powiedziała to Violi. Może Violetta zmądrzeje i pójdźie do Leośka. :)
    Niech się nie czuje winna!
    Federico. W końcu męska decyzja i zawołał Ludmiłę!
    Fran, Fran, Fran <3
    Szkoda mi jej... :'(
    Głupi Marco! Dlaczego ją zostawił? Głupek! MARCESCA <33
    Camila. Przykro mi, że rzuciła Brodweya. Ale i tak wolę SEMI.
    Natalia. Po co zakłada maskę? I tak wszyscy widzą, że jest smutna. :'(
    GENIALNY! :) Czekam na następny!
    Będzie Leonetta? :)
    Kocham <3
    Natalia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrócę tu ♥ moje miejsce ...nie oddam !!! :D

    OdpowiedzUsuń